11 listopada 2018, w 100. rocznicę odzyskania przez Polskę niepodległości, ulicami Wrocławia przeszedł niemal dwudziestotysięczny Marsz Polski Niepodległej. Marsz przebiegł w patriotycznej, radykalnej, wszak pokojowej atmosferze. Mimo to, w ostatnich minutach marszu, Rafał Dutkiewicz postanowił zgromadzenie zdelegalizować. Na ręce formalnego organizatora marszu, Piotra Rybaka, wpłynęło uzasadnienie decyzji ustępującego prezydenta. Wynika z niego bardzo jasno, że decyzja Dutkiewicza była podyktowana chęcią przypodobania się nienawidzącym polskości środowiskom lewicowym oraz danie pożywki mediom głównego nurtu. Organizator marszu zapowiada pozew przeciwko prezydentowi miasta.
Rozwiązanie marszu w ostatnich minutach jego trwania to najzwyklejsza w świecie prowokacja – mówi Piotr Rybak, jeden z organizatorów wrocławskiego marszu. Dutkiewicz nie miał realnych powodów, żeby rozwiązać marsz, dlatego zrobił to pod wyimaginowanym pretekstem w ostatnich minutach jego trwania zgromadzenia, po to tylko by po Polsce niosła się wieść o zdelegalizowanym marszu narodowców.
Rzeczywiście, zaraz po zakończeniu marszu, zamiast skupić się na wyjątkowej atmosferze, którą stworzyli Polacy we Wrocławiu, media rozpisywały się o rozwiązaniu manifestacji i straszą konsekwencjami prawnymi. W mediach pisano o delegalizacji zgromadzenia z powodu szerzenia rzekomej „mowy nienawiści”. Problem w tym, że poza radykalnymi sformułowaniami i stwierdzeniami ocennymi, żadnej „mowy nienawiści” nie było, dlatego wrocławski magistrat musiał zmienić taktykę. W oficjalnym uzasadnieniu rozwiązania manifestacji, Rafał Dutkiewicz, którego imię kilkakrotnie było wzywane podczas marszu, stwierdził, że powodem miało być „zagrożenie zdrowia i życia”. Cóż tym zagrożeniem miało być? Hasła: „Bóg, Honor i Ojczyzna”, a może wezwanie: „Dutkiewicz zdejmij jarmułkę”?
Co istotne, w uzasadnieniu prezydent Wrocławia zaznacza, że organizator panował nad bezpieczeństwem.
Przewodniczący zgromadzenia (Piotr Rybak – przyp. red.) oraz jeden z uczestników marszu (Jacek Międlar – przyp. red.) przez urządzenia nagłaśniające zwrócili się do pozostałych uczestników marszu o zgaszenie rac i nieużywanie środków pirotechnicznych podczas zgromadzenia – czytamy w uzasadnieniu.
Kiedy kilkanaście tysięcy Polaków dotarło na wrocławski Rynek, przedstawicielka wrocławskiego magistratu cały czas straszyła stojących niedaleko pojazdu, z którego przemawiali prelegenci, że marsz zostanie rozwiązany z powodu „mowy nienawiści”. Taką informację miała także podać gdy podobno rozwiązywała marsz, o czym miała poinformować osoby postronne, nie zaś samych organizatorów.
Podczas manifestacji żadna „mowie nienawiści” nie miała miejsca. Chyba, że uznamy, iż kpina z jarmułki na głowie prezydenta Dutkiewicza i radykalny sprzeciw wobec polonofobii kwalifikuje się do „nienawiści” kryminalizowanej przez polski wymiar sprawiedliwości. Wrocławski magistrat musiał „znaleźć” inną wymówkę. I „znalazł”.
Około godziny 18.50 pomiędzy uczestnikami marszu a uczestnikami kontrmanifestacji (około 40 reprezentantów środowisk lewicowych – przyp. red.), (…) doszło do utarczek słownych i fizycznych konfrontacji (…) zostały rzucone w stronę kontrmanifestantów butelki, race i inne niebezpieczne przedmioty raniąc trzy osoby – czytamy. Dalej Dutkiewicz tłumaczy, że o incydencie dowiedział się dopiero niemal godzinę później, dlatego miał „rozwiązał manifestację o godzinie 19.35”, czyli w momencie, gdy Piotr Rybak nazwał go „żydem”. Czy to jest określenie obraźliwe?
Należy zaznaczyć, że udzielając zgodę środowiskom lewicowym na kontrmanifestację, która za zgodą magistratu znajdowała się zaledwie kilka metrów od maszerującego Marszu Polski Niepodległej, Rafał Dutkiewicz złamał prawo, gdyż według ustawy kontrmanifestanci mogą znajdować się „w odległości nie mniejszej niż 100 m” od właściwego zgromadzenia. W ten sposób Dutkiewicz złamał prawo o zgromadzeniach oraz naraził uczestników jednej i drugiej manifestacji na prowokacje i niebezpieczeństwo. Piotr Rybak zapowiada, że już jutro składa w tej sprawie pozew.
Przypomnijmy, że do podobnej sytuacji doszło 4 sierpnia 2018 roku podczas pikiety, na której opowiadałem zebranym o napisanej przeze mnie książce „Moja walka o prawdę”. Wtedy Rafał Dutkiewicz i wrocławska policja dopuścili do naszego zgromadzenia manifestację środowisk lewicowych z Martą Lempart na czele, którzy zdewastowali sprzęt nagłaśniający, Polaków atakowali wręcz i próbowali rozkraść prywatne mienie. W tej sprawie już toczy się postępowanie.
https://wprawo.pl/2018/11/13/mocne-przemowienie-jacka-miedlara-na-marszu-11-listopada-2018-we-wroclawiu-wideo/