11 listopada 2018 roku na długo zapadnie w pamięci wrocławian. Tak, wszystkich wrocławian, bez względu na partyjne upodobania i stosunek do odzyskania przez Polskę niepodległości. Dla tych, którzy Polskę traktują jedynie jak dojną krowę, ten dzień będzie dniem porażki. Dla Polaków będzie to dzień tryumfu, który na zawsze zapisze się na kartach historii stolicy Dolnego Śląska. Pokazaliśmy, że nie da się nas zastraszyć, a wszelkie próby rozwiązania naszych manifestacji latają nam koło nosa. To my jesteśmy gospodarzami w tym kraju, a nie zdradziecka władza!
Wrocław jeszcze nigdy nie widział tak wielkich tłumów podczas jednej manifestacji. Morze biało-czerwonych flag! Prawdę mówiąc ja sam, jako jeden z organizatorów, nie spodziewałem się takiej frekwencji. Szacujemy, że w Marszu Polski Niepodległej, w marszu do, którego bojkotu wzywał prezydent Wrocławia Rafał Dutkiewicz, brało udział między 15 a 20 tysięcy Polaków. W ten dzień, do Wrocławia przybyli rodacy z całej Polski i zagranicy: z Kanady, Stanów Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii, Norwegii, Niemiec, Włoch, Niemiec i Francji.
Rozpoczęliśmy odkłamaniem historii na temat odzyskania przez Polskę niepodległości. Zabrałem głos.
11 listopada 1918. Czy to jest data odrodzenia Polski? Nie. To jedynie data symboliczna. (…) Kiedy zatem padła iskra odrodzenia Rzeczypospolitej?! Wtedy gdy polscy nauczyciele pod osłoną nocy w duchu patriotyzmu i polskiej literatury kształcili młode pokolenie. Kiedy za te wartości Niemcy znęcali się nad polskimi dziećmi z Wrześni za to, że chciały odmawiać modlitwę w języku polskim. Kiedy polski kapłan pod groźbą zesłania szedł do rodaków z Chrystusem ukrytym w Najświętszym Sakramentem. Kiedy w duchu narodowym kształtowało się polskie harcerstwo. Zapamiętajmy to sobie raz na zawsze: Iskra odradzającej się Rzeczypospolitej wyrosła z potu, krwi, determinacji pokoleń i naszej wyjątkowości, które kształtowały gospodarkę, kulturę i model młodego społeczeństwa zabiegającego o patriotycznego ducha! Wiele narodów, państw, społeczeństw stłamszonych w ten sposób co my, nie miało by szans na istnienie! My przetrwaliśmy dzięki naszej wyjątkowości i charyzmie. Bądźmy z nich dumni! Te podwaliny, te wartości, na których wyrastali bohaterowie, ojcowie niepodległości, ukształtowały pokolenia, które musiało stawić czoła niemieckim i sowieckim katom w latach 1939-1989 i poświęcić życie na polach bitew, w katowniach gestapo, NKWD, niemieckich obozach koncentracyjnych, w walce z ukraińskimi ludobójcami na Wołyniu oraz litewskimi kolaborantami Adolfa Hitlera, jak choćby w trakcie zbrodni w Ponarach pod zawsze polskim Wilnem – mówiłem między innymi. PEŁNA TREŚĆ PRZEMÓWIENIA TUTAJ. Po przemówieniu odczytałem listę Ojców Niepodległości, oddaliśmy im hołd oraz odśpiewaliśmy Rotę.
Jednym z gości na Marszu Polski Niepodległej był Andrzej Prochoń. To nie byle kto. Jest jednym z liderów protestów rolniczych. Wielki patriota i wspaniały mówca. Skąd wziął się polski chłop na naszej manifestacji? Marsze z okazji odzyskania przez Polskę niepodległości zwykle odbywają się w wielkich aglomeracjach miejskich. To sprawia, że często zapominamy jak wielką rolę w odzyskiwaniu niepodległości odegrali polscy chłopi. Uznaliśmy, że przedstawiciela polskich rolników nie może zabraknąć wśród nas.
Jeszcze po krótkim słowie Piotra Rybaka i Andrzeja Prochonia, kilkunastotysięczny marsz, pod hasłem „Życie i śmierć dla Narodu” wyruszył w kierunku wrocławskiego Rynku. Na czele marszu tradycyjnie ustawili się kibice Śląska Wrocław. Trzymali potężny transparent „Śląsk Wrocław – Bóg, Honor i Ojczyzna”, a za nimi ustawili się narodowcy z transparentem „Życie i śmierć dla Narodu” i „Śmierć wrogom Ojczyzny” oraz kilkanaście tysięcy Polaków: rodzin z dziećmi, młodzieży, kombatantów, kibiców.
Urzędasy z magistratu miały wielki ból przedłużonych pleców. Od samego początku, jedna z przedstawicielek ratusza, cały czas ględziła mi nad uchem o wiszącej na włosku „delegalizacji marszu”. A bo raca odpalona, a bo wystrzeliła petarda… Jeszcze trochę i fajerwerki w Sylwestra będą zabronione, bo przywołują najczarniejsze wystrzały z okresu II wojny światowej.
Przez całą trasę tłum Polaków skandował hasła: „Bóg, Honor i Ojczyzna”, „Roman Dmowski, wyzwoliciel Polski”, „Precz z komuną”, „Cześć i chwała Bohaterom”, „Wielka Polska Niepodległa” oraz „Nasze ulice, nasze kamienice”. Mogę się tylko domyślać, że żydowskim osadnikom i lewackim dewiantom zamieszkującym Wrocław, w tym momencie naprawdę więdły uszy.
Przed ulicą Świdnicką zrobiliśmy dłuższy postój. Race poszły w górę i przy placu Dominikańskim zrobiło się sino-czerwono. Już nikt i nic nie mógł nas zatrzymać. „Za Śląsk, za WKS, pójdziemy aż po życia kres”, „Od kolebki, aż po grób polskie Wilno, polski Lwów” oraz „Wrocław pamięta, Lwowskie Orlęta” wykrzyczały tysiące gardeł. Dwa ostatnie hasła były szczególne z trzech powodów. Po pierwsze, Lwowskie Orlęta, którym na początku oddaliśmy cześć, to zapominani, prawdziwi ojcowie niepodległości, po drugie nie ma polskiej tożsamości bez Lwowa i Wilna, a po trzecie kilka dni temu kibice Śląska Wrocław byli na Cmentarzu Orląt Lwowskich, polskim bohaterom oddali cześć, za co dziś ścigają ich ukraińskie służby.
Na ul. Świdnickiej pojawiła się niewielka, trzydziestoosobowa grupka lewackich awanturników: chłopcy w rurkach, podstarzałe mamełe i tatełe, którym reguły nie pozwalają zjadać koszernego mięsa oraz Marta Lempart, której cielsko rozlało się pod „Barbarą”. Widok żałosny, bo te intelektualne niedojdy organizowały się ponad dwa tygodnie. Poza okrzykami „Anti Antifa, Śląsk Wrocław, anti Antifa” Polacy nie zwracali na nich uwagi. Podobno jedna babeczka dostała butelką w głowę… Co zrobić. Radziłem, żeby tego dnia siedzieć bezpiecznie w swoich norach, zamiast blokować legalne manifestacje.
Historyczne koło wokół rynku, w międzyczasie kilka przystanków i byliśmy na miejscu. Petarda! Można powiedzieć, że już wtedy Marszem Polski Niepodległej „rozbiliśmy bank”. Ale prawdę mówiąc prawdziwą moc dopiero zobaczyliśmy pod fontanną. To miejsce historycznym. Z tego miejsca od długiego czasu po mieście i całej Polsce rozlewa się nacjonalistyczna myśl, bolszewików doprowadzająca do szału. Tak było i tym razem. Przemówienia były pozbawione światłocieni. My we Wrocławiu nie szliśmy, nie idziemy i nigdy nie pójdziemy na kompromisy. Nie siadamy do Okrągłego Stołu i nie oddajemy polskiej idei narodowej w ręce politykierni.
Rozpoczęła 11-letnia Marietka. Filigranowa dziewczynka. Wskoczyła na żółtego busa. Następnie, by być lepiej widoczną wskoczyła na potężny głośnik. Przemawiała przed kilkunastotysięcznym tłumem. Ten obrazek zapamiętam na długo, zwłaszcza gdy recytowała wiersz Władysława Bełzy „Kto Ty jesteś? Polak mały”, a wraz z nią kilkanaście tysięcy Polaków. OBEJRZYJ
Następnie przemówił Andrzej Prochoń, przedstawiciel polskich rolników. Wybrałem Wrocław, a nie Warszawę. Nie chciałem maszerować wśród złodziei i oszustów – powiedział Prochoń na co tłum zareagował gromkimi brawami. Serdeczne Bóg zapłać, za to, że tu we Wrocławiu przyjęliście mnie jako chłopa. Chłopa sponiewieranego przez rządy trzydziestoletnie – między innymi mówił polski rolnik.
Kolejną osobą, która zabrała głos, był Piotr Rybak, z którym od tygodnia walczyliśmy z zakusami Rafała Dutkiewicza i Jacka Sutryka, w myśl stalinowskiej prewencji zablokować marsz, zanim ten jeszcze wyruszył.
Pamiętacie, rok temu, trzy dni po marszu do mojego domu przyjechało osiem radiowozów, by mnie aresztować tylko dlatego, że jestem Polakiem i walczę o polskość. Postawiono mi zarzuty: niebezpieczny dla systemu prawnego w Polsce i wartości Unii Europejskiej. Jakie wartości ma ta Unia Europejska? – powiedział Piotr Rybak, po czym manifestujący wykrzyczeli „precz z brukselską okupacją”.
My tutaj z Jackiem Międlarem przyrzekamy, że nie odpuścimy polskości w Polsce i nie pozwolimy, żeby jakiś język hebrajski mówił co mamy robić w Ojczyźnie – braw Polaków nie było końca. Nie pozwolimy na ideologie gender! Polska musi być katolicka. Polska musi być chrześcijańska!
Następnie Piotr przekazał mi mikrofon, bym mógł wygłosić finalne przemówienie. Prawdę mówiąc plan na przemówienie miałem zupełnie inny, jednak docierające do mnie informacje spod żółtego busa, o pani urzędnik bełkoczącej coś o delegalizacji manifestacji, postanowiłem nieco, odpowiednio do okoliczności, zaostrzyć przekaz.
Nasze ulice i nasze kamienice zadrżały od naszego potężnego patriotycznego głosu, od naszych haseł pozbawionych kompromisów. Po 123 latach nasz kochany kraj, nasz Naród, nasza Ojczyzna podźwignęły się z kolan bijąc się z hordami barbarzyńców, ludobójców… od piastowskiego Śląska po Wileńszczyznę, od Bałtyku po Kamieniec Podolski – i dalej, na Wschodzie, na tej polskiej Ziemi, którą odłączono od Macierzy. Odłączono nasz kochany Lwów, nasze Wilno, ale my wiemy, że nie ma polskiej tożsamości bez Lwowa i bez Wilna – rozpocząłem tymi słowami, po czym ktoś mi z dołu krzyknął o rozwiązanej manifestacji. Prawdę mówiąc nic sobie z tego zrobiłem, bo prawdopodobnie Rafał Dutkiewicz nie sprawdził, że w tym samym miejscu i o tej samej porze teoretycznie odbywa się druga manifestacja, którą my zarejestrowaliśmy w tzw. trybie uproszczonym. Tej drugiej odchodzący w niepamięć prezydent Dutkiewicz już nie rozwiązał.
O rozwiązaniu marszu poinformowałem Polaków. Właśnie rozwiązali nam manifestację, bo śmieliśmy mówić o Bogu, Honorze i Ojczyźnie. Przyznam szczerze, że liczyłem się z właściwą reakcją zebranego na rynku kilkunastotysięcznego tłumu. Powiem tylko, że się nie zawiodłem, a pani z magistratu usłyszała gdzie jej miejsce.
Jest wielu, którzy mienią się Polakami, jak Róża Thun, jak Donald Tusk, jak ten Dutkiewicz z naleśnikiem na głowie – na co tłum zareagował śmiechem i okrzykiem „zdejmij jarmułkę, Dutkiewicz zdejmij jarmułkę”. Podejrzewam, że w tym momencie Dutkiewicz będący na łączach z panią urzędnik wychodził już z siebie.
Potem już było tylko ostrzej. Nie będę przytaczał wszystkich słów. Odsyłam w tym miejscu do relacji wideo, którą zamieszczam poniżej. Powiem tylko, że w trakcie manifestacji spłonęły dwa wizerunki. W mediach czytałem: „We Wrocławiu spalili wizerunek żyda”. Cóż to był za żyd zapytacie. Otóż był nim Władimir Iljicz Uljanow, zwany Włodzimierzem Leninem. Był jeszcze jeden – jak czytałem na jednym portalu – „spalony polityk”: Otto von Bismarck. Dlaczego właśnie oni? Ich ideowi spadkobiercy wciąż zasiadają za biurkami w Brukseli i w polskich urzędach i próbują decydować o kształcie naszej Ojczyzny.
Zakończyłem odezwą do organizatorów marszu w Warszawie, pytając czy tak jak oni postąpiłby Jan Mosdorf i Roman Dmowski, na których dziedzictwo się powołują? Tłum Polaków zostawiłem z pytaniem na temat naszej niepodległości i uroczyście, oczywiście z odpalonymi racami, odśpiewaliśmy hymn Polski.
Manifestacja zakończyła się na pozór spokojnie. Okazało się, że była to cisza przed burzą. Na potrzeby medialnych nagłówków policja zawinęła 6 osób: Romana Zielińskiego, Małgorzatę Czerniakowską, Pawła Szumowskiego i trzech kibiców WKS z Wołowa. Kilku z nich było przetrzymywanych w areszcie przez kilkanaście godzin. Zostali schwytani na ulicy przez oddział antyterrorystyczny i policję kryminalną. Niebezpieczni bandyci?! Powodem zatrzymania były trzymane przez nich antykomunistyczne transparenty: „Śmierć Wrogom Ojczyzny” (hasło bohaterów Narodowych Sił Zbrojnych, które na swoich mundurach niejednokrotnie mają żołnierze GROM-u), „Życie i śmierć dla Narodu” (hasło tegorocznego Marszu Polski Niepodległej i okrzyk narodowych radykałów walczących z komunistami i nazistami w czasie II wojny światowej) oraz „Obrany cel: Wielka Polska na wieki”. Na dwóch transparentach znajdowały się zgodne z prawem, ale stygmatyzowane przez środowiska lewicowe dwa symbole: krzyż celtycki (część ikonografii chrześcijańskiej) oraz falanga (symbol marynarzy i narodowców, którzy jak chociażby Jan Mosdorf ginęli w niemieckich obozach koncentracyjnych za pomoc żydom). Głupi się zorientuje, że zatrzymania miały na celu zastraszenie Polaków oraz zbudowanie medialnej narracji o „zatrzymaniach po marszu we Wrocławiu”. To brzmi. Sprzedaje się, lud klika, a marsz narodowców we Wrocławiu, którzy nie idą na układy, jest obrzydzony. Propaganda rodem z sowieckiego Kominternu.
Uczestniczyłem w licznych marszach czy manifestacji. Przemawiałem dziesiątki razy. Swoje zobaczyłem. Ale takiego marszu jak ten we Wrocławiu to chyba nic nie przebije. Czuć było braterstwo. Świadomość, że idziemy do tego samego celu i nie odstąpimy ani na krok. Bezkompromisowość, pogarda do Okrągłego Stołu i przekaz pozbawiony światłocieni. Tym marszem pokazaliśmy, że Wrocław nie poddaje się nigdy.