W ostatnim czasie, w związku z okrągłą rocznicą Marca ’68, a w konkretnie ’69 kiedy to, w wyniku porachunków politycznych przegoniono część Żydów z Polski, rozgorzała antypolska propaganda. Wielu polityków, w tym prezydent Andrzej Duda, dwoi się i troi żeby przypodobać się środowiskom żydowskim. Niektórzy z polityków dementują polakożercze łgarstwa na temat polskiego antysemityzmu, jednak jak to w przypadku wypowiedzi, prędko przeminą z wiatrem. Inaczej jest w przypadku utworów kapitalnych muzyków, w tym Jacka Kaczmarskiego. W roku 1987 roku, polski poeta napisał i skomponował utwór, który jest najlepszą odpowiedzią na kampanię, z który zmagamy się w ostatnich dniach. To „Opowieść pewnego emigranta”.
Utwór opowiada o pewnym Żydzie, który przy wódce zwierza się ze swojego antypolonizmu i porażki, którą poniósł w porachunkach z komunistami, z którymi pragnął zbudować sowiecki twór – Polskę Ludową.
„Ja byłem jak Mojżesz, niosłem Prawa Nowe, na których się miało oprzeć Odbudowę”. Dla Żyda, ową odbudowa było robienie kariery w Urzędzie Bezpieczeństwa i deptanie po wszystkim co polskie. Polskę, od wieków zwaną Paradisus Iudaeorum, traktował instrumentalnie. Mimo świadomości, że komunizm to ideologia obłudna, służył mu z największym oddaniem. Jego kariera w Polsce Ludowej, ostatecznie skończyła się emigracją, którą w swoistej autobiografii tak wspomina: „Wyjechałem. Przeniosłem się tutaj, do Stanów. Mówią – czym jest komunizm – ucz Amerykanów. Powiedz im co wiesz, co na sumieniu masz, A odkupisz grzechy i odzyskasz twarz. A ja przecież nie umiem nawet ująć w słowa. Jak wygląda to, com – niszcząc – budował”.
Komunista, ubek, Żyd to bohater utworu Jacka Kaczmarskiego. To człowiek sfrustrowany, zawistny, nienawidzący Polski i ściągający na siebie zgubę. To reprezentant setek tysięcy Żydów, którzy przez wieki traktowali Polskę jak – mieli w zwyczaju mówić – „dojną krowę” i jak widać wcale nie mają zamiaru zmienić swojego podejścia. Znamienne są słowa wieńczące utwór Kaczmarskiego: „I tak sam sobie zgotowałem zgubę: Meloman – nie skrzypek, nie bankier – a ubek, Oficer polityczny – nie russkij gieroj. Ani Syjonista, ani też i goj! Jak ja powiem Jehowie – Za mną, Jahwe stań Z tą Polską związanym pępowiną hańb!”
Z pewnością słowa polskiego poety zabolą wszystkich tych, którzy w dobie polakożerczej propagandy, obarczają Polaków o wydarzenia marcowe z lat 1968-1969, a nawet błagają o wybaczenie. W związku z tym, wydaje się być oczywistym, że ten utwór winien wysłuchać każdy Polak oraz ten, który nie rozumie co naprawdę wydarzyło się 50 lat temu w okupowanej Polsce.
Prosimy o udostępnianie tego utworu. Nic nie oddziałuje tak mocno na społeczeństwo jak kultura, którą marksiści i imperialiści za wszelką cenę próbują zniszczyć i zohydzić.
Cały tekst:
– Nie bój się, nie zabraknie. To krajowa czysta.
Ja, widzisz, przed wojną byłem komunista,
Bo ja chciałem być kimś, bo ja byłem Żyd,
A jak Żyd nie był kimś, to ten Żyd był nikt.
Może stąd dla świata tyle z nas pożytku,
Że bankierom i skrzypkom nie mówią – ty żydku!
Ja bankierem nie byłem, ani wirtuozem,
Wojnę w Rosji przeżyłem, oswoiłem się z mrozem
I na własnych nogach przekroczyłem Bug
Razem z Armią Czerwoną, jako Politruk.
Ja byłem jak Mojżesz, niosłem Prawa Nowe,
Na których się miało oprzeć Odbudowę.
A potem mnie – lojalnego komunistę
Przekwalifikowali na manikiurzystę.
Ja kocham Mozarta, Bóg – to dla mnie Bach,
A tam, gdzie pracowałem – tylko krew i strach.
Spałem dobrze – przez ścianę słysząc ludzkie krzyki
A usnąć nie mogłem przy dźwiękach muzyki.
W następstwie Października tak zwanych „wydarzeń”
Już nie byłem w Urzędzie, byłem dziennikarzem.
Ja znałem języki, nie mnie uczyć jak
Pisać wprost, to, co łatwiej można pisać wspak.
Wtedy myśl się zrodziła – niechcący być może,
Żem się z krajem tym związał – jak mogłem najgorzej.
Za tę hańbę zasługi – Warszawa czy Kraków –
Gomułka nam powiedział – Polska dla Polaków.
Już nie dla przybłędów Pospolita Rzecz –
Wiesław, jak Faraon, popędził nas precz.
I szli profesorowie, uczeni, pisarze,
Pracownicy Urzędu, szli i dziennikarze.
W Tel-Awiwie właśnie, zza rogu, z rozpędu
Wpadłem na byłego kolegę z Urzędu,
I pod Ścianę Płaczu iść mi było wstyd –
Czy ja komunista, czy Polak, czy Żyd?
Nie umiałem jak on, chwały czerpać teraz,
Z tego, że się z bankruta robi bohatera.
Wyjechałem. Przeniosłem się tutaj, do Stanów.
Mówią – czym jest komunizm – ucz Amerykanów.
Powiedz im co wiesz, co na sumieniu masz,
A odkupisz grzechy i odzyskasz twarz.
A ja przecież nie umiem nawet ująć w słowa
Jak wygląda to, com – niszcząc – budował.
I tak sam sobie zgotowałem zgubę:
Meloman – nie skrzypek, nie bankier – a ubek,
Oficer polityczny – nie russkij gieroj.
Ani Syjonista, ani też i goj!
Jak ja powiem Jehowie – Za mną, Jahwe stań
Z tą Polską związanym pępowiną hańb!
Przeczytaj także:
http://wprawo.pl/2018/03/09/katarzyna-ts-przeprosi-prezydent-duda-rocznice-powstania-getcie-warszawskim/