„Był silny związek Żydów z Sowietami. Ukraińcy chcieli go wziąć za nogi i rozbić mu głowę o drzwi.” Wspomnienia Elżbiety Simoni z Przemyśla [WIDEO]

Dla tych, którzy przeczytali „Moją walkę o prawdę” nie będzie tajemniczą postacią. Mowa o mojej Babci, Elżbiecie Simoni (z d. Śmigielskich), której poświęciłem jeden rozdział mojej publikacji. Urodziła się 7 listopada 1924 roku w Przemyślu – jak Bóg da, za dwa lata będziemy świętować jej 100. rocznicę urodzin.

Dziś prezentuję Państwu wywiad z Babcią. Chcę byście poznali Jej historię życia, tym samym poznając przedwojenny, wojenny i powojenny Przemyśl, w którym się wychowała.

Przemyśl, piękne miasteczko, dla niektórych położone „na krańcu świata”, graniczące z państwem, w którym rozgrywa się ukraińsko-rosyjski konflikt. To tam, w „małym Lwowie” poznała swojego przyszłego męża, Władysława – endeka, syna ziemi lwowskiej, absolwenta prawa Uniwersytetu Jana Kazimierza, którego perypetie, także z czasów wojny polsko-ukraińskiej (1918-1919), poznacie z Jej opowieści.

Korzenie

– Ojciec, Stanisław, był porucznikiem Wojska Polskiego. Mama, Józefa, była nauczycielką. Skończyła seminarium nauczycielskie, a potem została wysłana przez kuratorium lwowskie do Wyższej Szkoły Gospodarstwa Domowego i Wiejskiego w Brucku koło Wiednia. I tamtą szkołę skończyła – opowiada i tłumaczy, że w jej domu zawsze bliżej było do endecji niż do Piłsudskiego. Wychowywała się w rodzinie wielodzietnej oraz rzymskokatolickiej.

Przed wojną: Polacy, Ukraińcy, Żydzi

Przedwojenny Przemyśl był miastem wielokulturowym. Mieszkali w nim Polacy, Rusini (z biegiem czasu coraz częściej nazywający się „Ukraińcami”) oraz Żydzi.

Śp. Janina Śmigielska podczas pielgrzymki prowadzonej przez śp. ks. Andrzeja Szpaka SDB.
Śp. Janina Śmigielska podczas pielgrzymki prowadzonej przez śp. ks. Andrzeja Szpaka SDB.

– Przemyśl był dobrze „zaopatrzony” w Ukraińców – wskazuje.

Ukraińcy mieli specjalne przywileje. Jednym z nich było nauczanie języka ukraińskiego w szkołach podstawowych, bez względu na to czy w klasie byli Ukraińcy czy nie.
– To była szkoła polska, tzw. seminarium nauczycielskie, gdzie na hospitacje przychodziły panie, które ukończyły seminarium nauczycielskie, ale do czwartej klasy uczyłyśmy się ukraińskiego. Później już tego nie było (…) Wszystkie inne przedmioty były w języku polskim. Widocznie było dość dużo Ukraińców w Przemyślu, dlatego był obowiązkowy język ukraiński. (…) Nie miałam specjalnie trudności w pisaniu cyrylicą, ale po czwartej klasie już tego nie było. Nie pamiętam, żebym miała Ukraińca w klasie – opowiada.
– Moja siostra Jasia była młodsza ode mnie i chodziła też do tej szkoły i na lekcjach robót, tam gdzie dziewczęta uczyły się szydełkować, szyć, uczyła je nauczycielka, która była Ukrainką i na tych lekcjach nie wolno jej było mówić po polsku, tylko po ukraińsku.

Według spisu z 1931 roku Żydzi stanowili 29,5% ludności miasta. Posiadali 4 synagogi, m.in. w okolicy Placu Rybiego, gdzie – jak wskazuje Elżbieta Simoni – Żydzi uprawiali handel).
– Żydów było bardzo dużo. Chodzili w długich chałatach. Mieli pejsy, a na głowach jarmułki. Mieli plac Rybi, na którym sprzedawali w ryby w ogromnych kadziach. Oni zajmowali się handlem i właściwie rugowali z niego Polaków – wspomina. – Myśmy zawsze mówili, że Żydzi naciągają i po prostu oszukują i tak było – tłumaczy.

W tym miejscu tłumaczę Babci, że jej wspomnienia, także w kwestii relacji żydowsko-sowieckich, m.in. pokrywają się z opowiadaniem Kazimiery Siwoń z Kałusza (przed wojną pow. stanisławowski), do którego Państwa odsyłam (TUTAJ).

– Nie pamiętam żadnych ataków na Ukraińców, ani na Żydów. Do wybuchu wojny była jakaś koegzystencja między tymi narodami – opowiada. Czar prysł wraz z niemiecko-sowiecką agresja. Szczególnie okres okupacji niemieckiej spowodował wzrost aktywności ludności ukraińskiej na terenie powiatu przemyskiego i całego Podkarpacia, o czym zgodnie zaświadczają inni Świadkowie, z którymi wywiady już przeprowadziłem. Możliwość legalnego działania otrzymał Ukraiński Centralny Komitet, rozwijano sieć ukraińskiego szkolnictwa oraz różnorakich form spółdzielczości. Ukraińcy, podobnie jak w Przemyślanach (OBEJRZYJ), przejmowali instytucje publiczne. Ukraińcy uważając Rzeszę za gwaranta „samostijnej Ukrainy” zdecydowali się na jawną kolaborację organizując bandy, które później na Polakach na Zamojszczyźnie, Wołyniu, w Małopolsce Wschodniej i Podkarpaciu (zwłaszcza w latach 1944-1947), przeprowadziły ludobójstwo na Polakach.

Wojna

– W czerwcu 1944 roku przenieśliśmy się z domu do piwnicy. Poradzono nam, żeby przygotować materace, o które mieliśmy się oprzeć jak będą wstrząsy po bombardowaniu. Gdy wszyscy rano się obudziliśmy, wyszliśmy z tej piwnicy. Była straszna mgła, a z naszego ogrodu było widać wieżę kościoła salezjańskiego. I ta wieża była cała zakryta mgłą. Nam się zdawało, że kościół salezjański został zbombardowany, ale na szczęście nic mu się nie stało i rano ze wszystkich domów w całej ulicy Grunwaldzkiej, ludzie szli gęsiego do kościoła i na klęczkach dziękowali Bogu za szczęśliwie przeżytą noc. Bo Niemcy wycofali się, wkroczyli Rosjanie i zajęli nam pół domu. (…) Wcześniej w dobudówce mieszkali dwa młodzi Niemcy z Wehrmachtu, chłopcy, którzy płakali za mamą. Mój brat, Ludwik, wykradał im naboje, masło…  Początkowo chcieli nam zająć pół domu, ale moja mama znała doskonale język niemiecki. To byli Niemcy z Bawarii, katolicy, i się dogadali.

– Sowieci byli biedni, zaniedbani, brudni. Oni przynieśli nam świerzb. Niemcy byli czyści i korzystali z urządzeń sanitarnych – wspomina i dodaje, że wraz z sowieckimi żołdakami w ich domu ulokowały się dwie rosyjskie pielęgniarki.

Przemyśl był dużym miastem. A jak zgodnie wskazują Świadkowie ukraińskiego ludobójstwa na Polakach, w dużych miejscowościach Ukraińcy nie mieli odwagi, by masowo mordować Polaków.
– W samym Przemyślu nie doświadczyliśmy aktów agresji ze strony Ukraińców. W Przemyślu było pod tym względem przyzwoicie – opowiada. Wspomina jednak, że nienawiść Ukraińców do Polaków przejawiała się wcześniej. W tym miejscu przywołuje przerażające doświadczenie jej męża, Władysława.

Było to w czasie, gdy Lwowskie Orlęta odpierały wspieraną przez żydowską mniejszość ukraińską agresję (sprawa szczegółowo opisana w moje książce „Polska w cieniu żydostwa. Wielcy Polacy o Żydach”). Jakich imali się metod? Podobnych do tych, z których zasłynęli z czasów Rzezi Wołyńskiej.
– Ukraińcy przyszli do rodziców mojego męża, z tym, że Nicefor był w środku i podobno zamknął drzwi, a na zewnątrz wyszła Melania, matka, z małym dzieckiem Władysławem. I oni powiedzieli po ukraińsku: „najpierw maleńkiego my tutaj urządzimy” i chcieli wziąć go za nogi i rozbić mu głowę o drzwi. A Melania, która doskonale znała ukraiński, coś tam zaczęła mówić i jeden z ukraińskich oprawców powiedział: „zostaw tego małego”  – Władysław przeżył, aż do śmierci nie mógł zrozumieć zezwierzęcenia, któremu w czasie wojny polsko-ukraińskiej i II wojny światowej dali upust Ukraińcy.

Nie było to jego jedyne negatywne doświadczenia w relacji z mniejszościami osiedlonymi we Lwowie. Gdy w 1939 roku jako absolwent prawa na Uniwersytecie Jana Kazimierza rozpoczął studia weterynaryjne, pewnego razu, jeden z żydowskich studentów – być może z powodu przynależności Władysława do korporacji akademickiej „K! Slavia” trudzącej się krzewieniem idei narodowej spod znaku Miecza Chrobrego – zaatakował go fizycznie, kopiąc go… w tyłek. W odpowiedzi na to Władysław zwyzywał żyda od „parchów”, za co starozakonny doniósł na niego do NKWD, z czego Simoni musiał solennie tłumaczyć się przed sowieckim aparatem.
 Żydzi donosili na Polaków do Sowietów. Tam we Lwowie był bardzo silny związek Żydów z Sowietami i komunistami. Przecież to oni witali Sowietów jak ci wkraczali do Lwowa – opowiada.

Uciekali przed UPA

– Nie przypominam sobie dokładnie, który to był rok. Wiem tylko tyle, że rodzina Siarów do nas przyjechała. Nie pamiętam dokładnie tej wsi, z której pochodzili – to były Maćkowce czy Maćkowice [chodzi o Maćkowice, wieś położoną na terenie powiatu przemyskiego, gdzie bandy UPA mordowały Polaków i paliły domostwa; zeznania świadków z Maćkowic opublikuję w przygotowywanej książce z zeznaniami Świadków – przyp. JM]. Skąd myśmy ich znali? Mój tato w czasie wojny ubierał kożuszek, brał rower i żeby wyżywić rodzinę przywoził od nich prowianty: trochę mąki, jakąś kaszę, kawałek sera, masła czy słoninę. I wtedy ci Siarowie do nas przyjechali, bo bali się Ukraińców, którzy dookoła palili wsie. Jakiś czas, miesiąc, może dwa, mieszkali u nas. Mówili, że boją się, że zostanie spalony ich dom i zostaną zamordowani przez Ukraińców. Potem wrócili do siebie, bo sytuacja się uspokoiła – wspomina i na koniec dodaje: „nigdy więcej wojny”!

Cała rozmowa z moją Babcią, Elżbietą Simoni, wraz z kilkudziesięcioma innymi wywiadami ze Świadkami jest dostępna w aplikacji wPrawoTV na Androida (TUTAJ) oraz iOS (TUTAJ)Subskrybując aplikację za niecałe 5 złotych miesięcznie, wspieracie Państwo moje działania w realizacji tego niezwykle ważnego projektu. Ten wywiad jest dostępny dla wszystkich, nawet tych, którzy nie opłacili subskrypcji!

Opracowane wywiady:

Tagi , , , , , .Dodaj do zakładek Link.

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

Moi Drodzy! Jeżeli ktoś chciałby wspomóc finansowo moją działalność publicystyczną i patriotyczną, będę niezmiernie wdzięczny.
Za wszelkie wpłaty serdecznie dziękuję!

Jacek Międlar

PayPal:

PLN:

EUR, USD, GBP


Numery kont do wpłat bezpośrednich >> KUPUJĄC W TYM SKLEPIE WSPIERASZ MOJĄ DZIAŁALNOŚĆ