– To, co miało miejsce w 2012, 2013 roku w Warszawie przeniosło się do Wrocławia. Są nagrania w Internecie, na których widać, że to, co wydarzyło się we Wrocławiu, to była ewidentnie prowokacja wrocławskiego magistratu – powiedział Jacek Międlar w rozmowie z Piotrem Szlachtowiczem w telewizji wRealu24 podsumowując działania wrocławskich władz i policji wobec uczestników Marszu Polaków w 101. rocznicę odzyskania niepodległości.
Przed rozpoczęciem marszu policja zabrała organizatorom profesjonalny sprzęt do nagłośnienia, co już wprowadziło nerwową atmosferę i podejrzenia, że dojdzie do jakiejś prowokacji. Rozwiązanie zgromadzenia, które doprowadziło do brutalnej pacyfikacji marszu, zostało przeprowadzone w taki sposób, żeby organizatorzy nie mieli szans na reakcję, której domagała się od nich urzędniczka magistratu. Jako pretekst wybrano odpalenie kilku rac.
Od pierwszego ostrzeżenia do rozwiązania marszu minęło ok. 80 sekund. Urzędniczka ogłosiła tę decyzję stojąc w oddaleniu od czoła marszu. Słyszały ją tylko osoby stojące tuż obok niej. Uczestnicy nie mieli pojęcia, że marsz jest rozwiązany. Nagle przed nimi stanął kordon policji w pełnym rynsztunku i wezwano ich do rozejścia się. Ale nie było gdzie się rozejść. Zablokowani ludzie znaleźli się w kotle. Gdy śpiewali hymn, policja zaczęła polewać ich wodą z armatek. Osoby stojące na czele marszu zostały potraktowane gazem i spałowane. Policjanci bili każdego, kto wpadł im w ręce.
Czy odpalenie kilku rac stanowiło zagrożenie dla bezpieczeństwa? Nie. Czy rozwiązanie kilkutysięcznego marszu i brutalna akcja policji stanowiło zagrożenie dla bezpieczeństwa? Tak. To był pokaz siły władz Wrocławia wobec Polaków, którzy chcieli uczcić rocznicę odzyskania niepodległości.
Co ciekawe, kibice mieli umowę, że nie odpalają rac w trakcie marszu, tylko w momencie jego zakończenia. Kto więc zainicjował odpalenie rac zaraz po wyruszeniu manifestacji? Wiele wskazuje na to, że zrobili to policyjni prowokatorzy. Nie byłoby w tym nic zaskakującego. Podczas warszawskiego Marszu Niepodległości policyjni prowokatorzy obrzucili kamieniami oddziały policji, które następnie uderzyły na uczestników marszu. Opinii publicznej wmawiano, że warszawski Marsz Niepodległości to marsz bandytów. W tej chwili ta sama narracja została zastosowana w stosunku do wrocławskiego marszu „Żeby Polska była Polską”.
Nie dajcie nabrać się na propagandowe kłamstwa władz Wrocławia o „bandziorach”, których trzeba było spacyfikować w ramach walki z mową nienawiści. To jest ten sam propagandowy bełkot, którym usprawiedliwiano bicie ludzi podczas marszu w Warszawie. Gdyby podczas tegorocznego Marszu Niepodległości w Warszawie władze i policja zrobiły to, co we Wrocławiu, nie byłoby radosnej manifestacji, tylko gaz, pałki i armatki wodne. W Warszawie zostały odpalone race! Czy marsz został rozwiązany, a policja spacyfikowała uczestników? Nie. A we Wrocławiu tak zrobiono. Dobra zmiana?
Zobacz też: