Wrocławski marsz „Żeby Polska była Polska” upamiętniający 101. rocznicę odzyskania niepodległości został rozwiązany i spacyfikowany zaraz po tym, gdy wyruszył z Wyspy Słodowej. Pretekstem stało się odpalenie rac przez uczestników marszu. Przedstawicielka magistratu nie dała organizatorom szans na reakcję i ogłosiła, że zgromadzenie jest rozwiązane. Uczestnicy marszu zatrzymali się naprzeciw policjantów i zaczęli śpiewać hymn. Policja zablokowała ulicę, użyła gazu, polewała uczestników wodą z armatek, wyciągano ludzi z tłumu i rzucano na ziemię. Słychać było płacz dzieci, które uczestniczyły w patriotycznej manifestacji spacyfikowanej na żądanie wrocławskiego magistratu. Dantejskie sceny jak z warszawskiego Marszu Niepodległości za rządów PO-PSL.
– To była antypolska prowokacja – mówi Jacek Międlar w krótkim komentarzu podsumowującym to, co stało się we Wrocławiu. – Zdelegalizowali nas za nic. Zabrali nam samochód z nagłośnieniem. Pierwszy raz mieliśmy profesjonalne nagłośnienie i nawet nie dali nam tego odpalić. Zabrali samochód na lawetę – relacjonuje i jednocześnie dziękuje wszystkim za wsparcie i pomoc w organizacji tej manifestacji, która niestety została tak brutalnie spacyfikowana. – Dziękuję, że walczyliście do końca – mówi Jacek Międlar.