Od wielu lat w mediach głównego nurtu lansowany jest wizerunek Jarosława Kaczyńskiego jako złośliwego, żądnego władzy i gniewnego, a zarazem pełnego tajemnic starego kawalera, który nie ma bladego pojęcia jak wysyłać SMS czy zrobić przelew internetowy. Odpowiednio dobrane zdjęcia, z kontekstu wyrwane fragmenty wypowiedzi, w tym przynajmniej raz w tygodniu puszczana w obieg wypowiedź o „kanaliach” z Platformy… To wszystko od lat służy budowaniu skrajnie negatywnego wizerunku Jarosława Kaczyńskiego, który dla michnikowszczyzny jest figurą wszystkich stojących po konserwatywnej stronie sceny politycznej. To utożsamienie ma niewiele wspólnego z rzeczywistością, ale nie chodzi przecież o fakty, lecz o prosty przekaz dla lemingów.
Gdy wczoraj Jarosław Kurski wystartował z zakrojoną na szeroką skalę autopromocją upadającej Gazety Wyborczej, nad której losem niedawno roztkliwiał się sam Adam Michnik prosząc o datki, by jego gazeta była „życiodajnym tlenem w czasach pisowskiego smogu”, nie dowierzałem, że tak wiele osób – z lewej i prawej strony – da się nabrać na zapowiadaną „bombę wysadzającą Kaczyńskiego w powietrze”. Dziś rano, nie wydając na szmatławca ani grosza, wziąłem do ręki gazetę Michnika i od deski do deski przeczytałem „szokujące” publikacje.
Dziennikarska prostytucja?
Bomby nie było. Było kilka kapiszonów. Pierwszy tekst: „Taśmy Kaczyńskiego”. Drugi: „Państwo na telefon prezesa”. Trzeci: „Układ zamknięty Srebrna”. Co kryje się pod tymi tytułami? Piękna laurka, jaką gazeta z Czerskiej wystawiła Jarosławowi Kaczyńskiemu. Ba, po lekturze zacząłem się zastanawiać, czy to przypadkiem nie są artykuły sponsorowane. Mając na uwadze fakt, że z miesiąca na miesiąc Wyborczą kupuje coraz mniej osób, spółki skarbu państwa nie publikują w niej swoich ogłoszeń, a na szmatławca nie ma miejsca w budynkach państwowych, hipoteza o opłaceniu przez ludzi związanych z PiS artykułów sponsorowanych ze stenogramami „taśm Kaczyńskiego” jest jak najbardziej prawdopodobna. Ludzie bez zasad (lewica) dla pieniędzy są w stanie zrobić wszystko. Przypuszczam, że są nawet gotowi podpromować „największego wroga”. Czyżby nowa odsłona dziennikarskiej prostytucji?
Czego dowiadujemy się z publikacji GW? Przebija się z nich zupełnie nowy Kaczyński, inny od tego, którego pokazuje nam się od lat. Inteligentny, dowcipny, przyjazny, kulturalny, rezolutny, a zwłaszcza uczciwy biznesmen i realista. Z rozmowy wynika także, że Gazeta Polska Codziennie, mimo wyraźnego wsparcia ze strony rządowej i mediów publicznych, sięga finansowego dna. No dobra, ale to już zupełnie inna sprawa… – odpowiedział Kaczyński Tomaszewskiemu żalącemu się na kondycję gazety redagowanej przez Tomasza Sakiewicza. Tak, to inna sprawa.
Bliźniaki
Główną osią publikacji Wyborczej jest sprawa budowy 190-metrowych wieżowców „bliźniaków”, które Kaczyński chce postawić w centrum Warszawy. W środku miałaby się mieścić siedziba Instytutu im. Lecha Kaczyńskiego, hotel, apartamenty i biura. Co oczywiste, przy tego typu inwestycjach projekt realizowany jest rękami przedsiębiorców. W tym wypadku są nimi: kuzyn Kaczyńskiego Grzegorz Tomaszewski – członek rady nadzorczej spółki Srebrna, prezes spółki Forum i wydawca gazet Tomasza Sakiewicza oraz austriacki biznesmen Gerald Birgfellner, prezes spółki celowej Nuneaton powołanej przez Srebrną. Aby budowa doszła do skutku trzeba wziąć kredyt na 300 mln euro (1,3 mld złotych). Kredytu miał udzielić repolonizowany Bank Pekao SA. Nic w tym zaskakującego. Próbowano załatwić kredyt „na telefon”. Bez skutku, co dowodzi, że o układzie Kaczyński-banki mówić po prostu nie można. Czy taki gigantyczny kredyt jest do zrealizowania? Tak, „okołopartyjne” konta bankowe nie świecą pustkami, jest stały zarobek i dlatego nie powinno nikogo dziwić, że taki kredyt mógł zostać udzielony przez bank. Głównym decyzyjnym w sprawie inwestycji jest Jarosław Kaczyński. I co z tego? I nic. Ma gość łeb na karku. Grunt, żeby było uczciwie.
Taśmy z nagraniami rozmów Kaczyńskiego z Tomaszewskim, Birgfellnerem i tłumaczką, na które powołuje się Wyborcza, pochodzą z lipca i sierpnia 2018.
Uczciwy
Chcemy zapłacić, ale nie możemy bez odpowiednich dokumentów – mówi prezes PiS w rozmowie z Birgfellnerem, który domagał się zapłaty za część wykonanej pracy. Nie ma faktur – nie ma pieniędzy. Proste. Tak się załatwia interesy w uczciwym świecie. Być może nie pojmuje tego upadły prezenter Tomasz Lis, który dziś gimnastykuje się, aby przekonać społeczeństwo, iż „Kaczyński jest nieuczciwy i kropka”. Ale z taśm prezesa PiS wynika, że ten jest człowiekiem uczciwym i szanującym prawo ze szczególną starannością.
Jest jeszcze coś, na co warto zwrócić uwagę. W sprawach polityki Kaczyński nie ściemnia przed kamerami. Tak przynajmniej wynika z taśmy, która zdaniem Jarosława Kurskiego miała być wielką bombą. Kaczyński jest przeciwieństwem ministra Bartłomieja Sienkiewicza, który jeszcze niedawno mydlił Polakom oczy pustymi frazesami o państwie obywatelskim, a za kulisami twierdził, iż „Polska jest państwem teoretycznym”. Kaczyński jest też przeciwieństwem Elżbiety Bieńkowskiej, która publicznie zapewniała o uczciwości, a zajadając się ośmiorniczkami mówiła: Kontrole robiliśmy po to, żeby wyszło, że jest dobrze. Kaczyński nie ściemnia, czego dowiódł zakulisową wypowiedzią o niedoszłej reformie sądownictwa. Na początku spotkania z biznesmenami Kaczyński mówi: No właśnie, w oczywisty sposób nie łamiemy konstytucji, [to] bzdury są. (…) Oni [opozycja – przyp. JM] chcą, żeby one [sądy – przyp. JM] dalej były zależna od nich – mówi Kaczyński, na co odpowiada Tomaszewski: No właśnie. Niezależność od wszystkich, nie tylko od rządzących, od opozycji też. Prezes PiS nie mówi, że chce wciskać Polakom brednie, żeby przejąć sądy. To nie jest rozmowa w stylu „Sowa i Przyjaciele”. To jest rozmowa, podczas której Kaczyński jawi się jako szczery, transparentny polityk o – w tym wypadku – bardzo szlachetnych intencjach odpolitycznienia wymiaru sprawiedliwości. Kaczyński jawi się jako przeciwieństwo bohaterów afery taśmowej z warszawskiej restauracji. Po publikacji Wyborczej Platforma Obywatelska ma twardy orzech do zgryzienia.
Realista
Kaczyński twardo stąpa po ziemi. Zna realia panujące w sektorze nieruchomości. Orientuje się w kwestii inwestycji warszawskiej kurii archidiecezjalnej, czy o. Tadeusza Rydzyka. Tak wynika z „szokujących” nagrań.
Kaczyński zdawał sobie także sprawę z tego, że zwycięstwo Patryka Jakiego w wyborach samorządowych w 2018 graniczyło z cudem. Jeśli nie wygramy wyborów to nie zbudujemy wieżowca. (…) Powrót projektu jest możliwy, tylko jeżeli będzie bardzo dobry zbieg okoliczności. W Warszawie wygrać będzie bardzo trudno. W Polsce łatwiej, ale też niełatwo, natomiast to jest dużo bardziej prawdopodobne, niż wygrać w Warszawie. Poza tym przypadkiem Leszka w 2002 roku, który wygrał, i to z bardzo dużą przewagą. To była specyficzna sytuacja – mówi Jarosław Kaczyński.
Kaczyński wie, że Trzaskowski jest przedłużeniem prezydentury Hanny Gronkiewicz-Waltz, której uczciwość pozostawia wiele do życzenia. Wie, że bez zwycięstwa jego kandydata, dzięki któremu będzie można działać uczciwe, inwestycja nie zostanie zrealizowana. Owszem, mógłby kombinować i różnymi machlojkami ograć warszawski ratusz, ale – jak podkreśla – on chce być uczciwy. Tego na taśmach z „Sowy i Przyjaciele” nie było. Było wprost przeciwnie.
Z nagranych rozmów wynika, że Kaczyńskiemu bardzo zależy na realizacji inwestycji, ale nie kroczy po trupach do celu. Na wieść o medialnej wrzutce żydowskiego działacza Jana Śpiewaka o „wieżowcach Kaczyńskiego”, prezes PiS wstrzymuje inwestycję. Doszły nowe elementy, operacja Śpiewaka. Nowego kandydata na prezydenta. Postawił zarzut: partia buduje wieżowiec. Inwestycja została wstrzymana. Kaczyński wie, że jeden nierozważny krok w tak nośnej sprawie może pogrzebać jego partię na długie lata.
Żartowniś
W rozmowie Kaczyńskiego z austriackim biznesmenem uczestniczy tłumaczka. Kaczyński dowcipkuje, skraca dystans (forma per „ty”), robi wrażenie niezwykle sympatycznego człowieka. Powiedz mi, czemu ty chodzisz w spodniach, które wyglądają jak obdarte z piżamy? – pyta Kaczyński. To jest moda, nowa moda – odpowiada tłumaczka. Ja cię nie mogę – komentuje polityk. Teraz jest urlop, czas urlopowy, więc, wiesz (śmiech), na luzie, upał jest (śmiech), rano byłam jeszcze u koleżanki – dodaje kobieta. Czy takiego Kaczyńskiego znamy z mediów głównego nurtu?
Artykuł sponsorowany
Nie wiem, czy w redakcji Gazety Wyborczej pracują same matoły. Nie wiem, czy nienawiść do Jarosława Kaczyńskiego kompletnie przysłoniła oczy funkcjonariuszom z Czerskiej. Nie wiem, czy Gazeta Wyborcza zmienia się właśnie z rzekomo „opiniotwórczego” szmatławca na czasopismo satyryczne. Nie wiem, czy redakcja z Czerskiej rozłożyła nogi i hucznie zapowiadane publikacje z „taśmami Kaczyńskiego” rzeczywiście nie są artykułami sponsorowanymi ubranymi w szatki „afery” i „dziennikarstwa śledczego”. Każda z tych hipotez jest możliwa. Jedno jest pewne: Jarosław Kurski zrobił Kaczyńskiemu doskonały PR, a gdyby moja wiedza na temat Jarosława Kaczyńskiego ograniczała się tylko do dzisiejszych publikacji w medium Michnika, to całym sercem pokochałbym Jarosława i jeszcze dziś złożyłbym podanie o pracę w jego biurze na Nowogrodzkiej.
Przeczytaj także:
https://wprawo.pl/2018/06/26/j-miedlar-jestem-wrogiem-publicznym-dobrej-zmiany-oswiadczenie-ambasady-rp-w-londynie/