Jesteśmy powołani do naśladowania Boga, a w konsekwencji do prowadzenia dialogu z innowiercami. To nie ulega żadnej wątpliwości. Świadczy o tym tajemnica kenozy Boga oraz adresowane do każdego człowieka Słowo Boże. Dialog, do którego powołuje nas Bóg, nie jest – jak wielu bezrefleksyjnie powtarza – wyzbyciem się swojej tożsamości czy konformizmem. Nie jest również skazaniem innowiercy na potępienie. Jednak zanim przystąpimy do prowadzenia dialogu z wyznawcami fałszywych religii, należy odpowiedzieć na pytanie, czy na taki dialog jestem wystarczająco gotowy?
W dialogu międzyreligijnym można wyróżnić dwa podstawowe cele. Pierwszym z nich, istotniejszym, jest nawrócenie innowiercy. Podzielenie się żywym świadectwem wiary i prawdą o jedynym zbawicielu świata Jezusie Chrystusie. Drugim, w pewnym sensie pragmatycznym celem, jest budowanie koegzystencji społecznej pomiędzy wyznawcami innych religii (pamiętamy, że o różnych religiach mówimy jedynie w kontekście filozofii), opartej o zasady szanującego godność osobową personalizmu. Oczywiście, jeżeli druga strona będzie wobec nas agresywna i nienawistna, naszym obowiązkiem jest unieszkodliwienie przeciwnika, który jest realnym zagrożeniem dla naszych najbliższych, co niestety jest dość prawdopodobne w przypadku żydów i islamistów, zważywszy na doktrynę, jawnie nawołującą do nienawiści wobec chrześcijan.
PRZECZYTAJ (KLIK): Jedna czy wiele religii? Dialog międzyreligijny (1/5)
Zanim przystąpimy do dialogu z wyznawcami innych religii, należy jednak udzielić sobie odpowiedzi na pytanie: Czy jestem gotowy na prowadzenie takiego dialogu? Na ratunek przychodzi nam Ewangelia wg Świętego Mateusza (Mt 8,27-35) o rozmowie Jezusa z uczniami pod Cezareą Filipową.
Nie przypadkowo Jezus zadaje pytanie swoim uczniom: Za kogo Mnie uważacie?, gdy na horyzoncie pojawia się Cezarea Filipowa (dawne Paneas, aktualnie Banjas). Miasto szeroko rozwiniętego synkretyzmu religijno-kulturowego. Pytanie: kim dla Was jestem?, za kogo Mnie uważacie? – nie jest pytaniem o samego Jezusa. To pytanie o tożsamość apostołów. O świadomość o swej chrystusowej tożsamości na tle rozpościerającego się religijno-kulturowego synkretyzmu, a zarazem innowierstwa! Jezus troszczy się o swoich uczniów, obawiając się czy świadomość o tożsamości jest wystarczająco mocno ugruntowana, by mogli oni wejść w obcy nauce Chrystusa świat, w którym po prostu mogą się utopić. Nie wymaga od nas niemożliwego oraz narażenia siebie i swoich najbliższych na niebezpieczeństwo jakim może być utrata wiary a nawet zdrowia lub życia.
Prowadzenie skutecznego dialogu międzyreligijnego musi być ugruntowane na mocnej świadomości o własnym dziedzictwie, korzeniach, tożsamości! W przeciwnym razie wartości chrześcijańskie można zatracić. Jezus Chrystus, dwa tysięcy lat temu przestrzegał przed tym, o czym 19 stuleci później, w swoich rozważaniach pisał polski historiozof Feliks Koneczny. W kontekście wciąż panujące islamskiej migracji, którą węgierki biskup Laszlo Kiss-Rigo nazwał „zalewem religijnych okupantów” oraz w wobec zasiadających na wysokich stanowiskach talmudystów, to pytanie dawno nie było tak aktualne. Oczywiście, nas, Polaków bezpośrednio nie dotyczy zalew islamistów, jednak jest to bezpośredni problem naszych sąsiadów, z którymi współpracujemy na arenie międzynarodowej, a których chrześcijańskie dziedzictwo jest naszym wspólnym dobrem. Niebezpiecznym zalewem, który nas dotyczy, jest fala ukraińskich imigrantów, spośród których, już ponad 20% utożsamia się z będącym na antypodach wobec personalizmu potwornym, pogańskim banderowskim szowinizmem. Rodzi się w tym miejscu pytanie, czy patrząc na niedostatecznie silną tożsamość chrystusową wśród Polaków, Jezus zaserwowałby swoim uczniom, współczesną Cezareę Filipową? Dlaczego mamy naiwnie godzić się na zalew fundamentalistów, gdy za wschodnią granicą na Kresach i w Kazachstanie, oczekują przyjęcia do Ojcowizny nasi Rodacy?
Świat stawia nas wobec człowieka obcego kulturowo oraz religijnie. Czy jesteśmy gotowi na jego przyjęcie. Pomijam kwestie natury ekonomiczno-politycznej. Ale pytam wraz z Jezusem na ile świadomi jesteśmy swej chrześcijańskiej tożsamości, by prowadzić jakikolwiek dialog?
Na ile każdy z nas z osobna ma silną świadomość o tożsamości chrystusowej, która nie tylko mieści się w sferze poznawczej, intelektualnej, ale wynika z żywego spotkania Jezusa w swoim życiu! Na ile Naród Polski, Europa, których dziedzictwo konstytutywnie wpisuje się w dziedzictwo katolickie ma rozbudzoną świadomość społeczną o tożsamości bycia chrystusowym, bycia reprezentantem wartości chrystusowych, odmiennych od tych reprezentowanych przez falę obywateli współczesnej Cezarei Filipowej!
Czy poprzez wykorzystanie coraz powszechniejszego indyferentyzmu religijnego w Polsce, Europie, ktoś nie prowadzi diabolicznego planu wprowadzenia nas w otępienie tożsamościowe tj. w diabelski synkretyzm religijno kulturowy, stanowiący zagrożenie dla zachodniej cywilizacji zbudowanej na chrześcijańskich, uniwersalnych wartościach.
„Za kogo Mnie uważacie?” – nie ja, ale Chrystus pyta nas pod współczesną Cezareą Filipową. Wydaje się, że nam wszystkim sugeruje, że potrzeba nam prawdziwego, roztropnego narodowo-chrześcijańskiego radykalizmu, który uchroni przed upadkiem chrześcijańską tożsamość. Analizowana perykopa Ewangelii nie pozostawia żadnych złudzeń, nie wolno nam prowadzić dialogu międzyreligijnego, zanim nie poczujemy się wystarczająco pewni swojej tożsamości chrystusowej. Zaś jeżeli już poczujemy, że jesteśmy gotowi by prowadzić dialog z innowiercami, to w jaki sposób winniśmy to czynić? Odpowiedzią jest przykład Chrystusa, nad którym pochylę się w kolejnej publikacji.
PRZECZYTAJ (KLIK): Czy prowadzić dialog z wyznawcami innych religii? Dialog międzyreligijny (2/5)
Przede wszystkim Dialog oznacza że druga strona chce rozmawiać a nie tylko wysuwa rządania i to takie które sprowadzają się do tego byśmy zniknęli!
Nauczony jestem zasady : wyłącznie konwersja na katolicyzm a nie konwergencja z innowiercami.
naszym celem jest nawracanie innych