13 grudnia 2018 roku, w rocznicę wprowadzenia stanu wojennego, kilkaset Polaków przemaszerowało ulicami Wrocławia, by oddać hołd ofiarom komunizmu. Podczas Antykomuny byłem jednym z przemawiających. Potępiłem ideologie totalitarne i postkomunistyczne status quo Rzeczypospolitej. To fakt, nie przebierałem w słowach. Teraz, za potępienie komunizmu i przywołanie prawdy historycznej burzącej mit o wolnej III RP, usłyszę zarzuty z art. 256 par. 1 k.k. Oskarżycielem jest prokurator Justyna Trzcińska, ale „najzabawniejsze” jest to, że jednym z zawiadamiających organy ścigania jest bohater afery seksualnej Stefan Niesiołowski, który kilka miesięcy temu wzywał do eksterminacji mojej osoby. Stalinowski cyrk w pełnej krasie!
O nowych zarzutach – Jacek Międlar dla wRealu24:
Przeczytaj także:
PRZECZYTAJ: J. Międlar: Chciał młodych ciał. Jurny Stefan i zarwane łoże
W tym miejscu, pod pomnikiem ofiar stalinizmu trzymam portret zdrajcy – pod pomnikiem ofiar stalinizmu powiedziałem trzymając portret Tadeusza Mazowieckiego. Portret człowieka, który usprawiedliwił stalinowskich, komunistycznych katów. Portret człowieka, który sprawił, że komunistyczni zdrajcy, wrogowie, nie zostali rozliczeni. Stefan Michnik żyje jak pączek w maśle. Mordercy księdza Popiełuszki i innych ofiar represji nie ponieśli poważnych konsekwencji. Człowiekiem, który odpowiada za ten stan rzeczy jest Tadeusz Mazowiecki. Człowiek, którego w polskich podręcznikach, nota bene pisanych przez Ukraińców jak Operon, jest stawiany za bohatera, autorytet. Prawdę próbuje się zjednać z kłamstwem. Szambo próbuje się zmieszać z perfumerią. Zdrajców stawia nam się za autorytet, (…) by podciąć nasze polskie korzenie, by zniszczyć fundamenty, którymi jest dziedzictwo Żołnierzy Narodowych Sił Zbrojnych i Armii Krajowej.
Następnie spaliłem portret Tadeusza Mazowieckiego. Człowieka, który w latach 50. Żołnierzy Wyklętych zrównywał z „nazistami z Dachau”, domagał się ekskomuniki żołnierzy podziemia niepodległościowego i nie miał odwagi rozliczyć komunistycznych zdrajców. Co więcej, wielu z nich uczynił szefami rządowych resortów.
Czerwone oblicze Mazowieckiego
Oto ministerialna lista hańby Tadeusza „Gruba Kreska” Mazowieckiego:
– Minister Finansów, a jednocześnie wiceprezes Rady Ministrów Leszek Balcerowicz był byłym członkiem PZPR (1969-1980), a w latach 1978-1980 wykładowcą w Instytucie Podstawowych Problemów Marksizmu-Leninizmu;
– Czesław Jan Kiszczak, działacz komunistyczny, członek Wojskowej Rady Ocalenia Narodowego, która wprowadziła stan wojenny w Polsce, pełniący w tym rządzie funkcję wiceprezesa Rady Ministrów i ministra spraw wewnętrznych;
– Artur Krzysztof Balazs, minister członek Rady Ministrów, w latach 1978-1980 członek PZPR;
– Jacek Jan Kuroń, działacz Związku Młodzieży Polskiej, Zjednoczonej Partii Robotniczej, minister pracy i polityki socjalnej w rządzie Mazowieckiego;
– Jerzy Osiatyński, w latach 1963-1967 należał do PZPR, w rządzie Mazowieckiego minister kierownik Centralnego Urzędu Planowania;
– Henryk Samsonowicz, od 1956 do 1981 członek PZPR, w rządzie Mazowieckiego minister edukacji narodowej;
– Florian Siwicki, członek PZPR, WRON, w rządzie Mazowieckiego minister obrony narodowej;
– Marcin Święcicki, członek Związku Młodzieży Socjalistycznej, od stycznia 1974 członek PZPR, w rozmowach okrągłego stołu występował po stronie rządowej, w rządzie Mazowieckiego pełnił stanowisko ministra współpracy gospodarczej z zagranicą;
– Franciszek Adam Wielądek, od 1964 r. członek PZPR, w rządzie Mazowieckiego minister transportu, żeglugi i łączności.
Na tym nie koniec. Za rządów Mazowieckiego, gloryfikowanego przez establishment III RP, w MSW palono teczki, wyprzedano majątek Polaków, a w czasie ostatniego zjazdu PZPR zwolennicy Solidarności byli pałowani przed pałacem kultury (zwanego także „kutasem Stalina”). Co jeszcze? Za czasów „niekomunistycznych” rządów, śp. prof. Józef Szaniawski, więzień polityczny PRL, jeszcze 4 miesiące przebywał w kryminale.
Oto prawdziwe „niekomunistyczne” oblicze Tadeusza Mazowieckiego, którego zgodnie z rzeczywistością określiłem „komunistycznym parchem”. Dlaczego tak ostro? Bo Mazowiecki to ojciec postkomunizmu. To człowiek, który nieukrywaną nienawiścią darzył bohaterów podziemia niepodległościowego, którzy po 1945 prowadzili partyzancką walkę z komunistycznym okupantem. To człowiek, który poprzez układy z komunistami upodlił Polskę. To antybohater, która zamiast w podręcznikach dla młodzieży, winien znaleźć się na śmietniku historii.
Advocatus Diaboli
– W prokuraturze zostanie postawiony Panu zarzut i zostanie Pan przesłuchany – stwierdziła prokurator.
– W jakiej sprawie? – odparłem.
– Chodzi o sprawę spalenia zdjęcia pana Tadeusza Mazowieckiego – w rozmowie telefonicznej stwierdziła prokurator Justyna Trzcińska.
– Tadeusz Mazowiecki żyje?
– Nie żyje.
– Zdaje mi się, że osoba zmarła nie ma osobowości prawnej. W jaki sposób ma Pani zamiar stawiać zarzuty?
– Mam inną koncepcję na ten temat – niczym „advocatus Diaboli” odparła Trzcińska.
Koncepcja, koncepcją. Ale co na temat palenia portretów osób publicznych, w tym wypadku nawet żyjących (sic!) mówi sądowe orzecznictwo? Sięgnijmy do wyroku Europejskiego Trybunały Praw Człowieka w Strasburgu, na którego orzecznictwo niejednokrotnie powołują się środowiska lewicowe. 13 marca 2018 roku ETPC uznał, że skazanie karne za spalenie zdjęcia hiszpańskiej pary królewskiej w czasie demonstracji, która miała miejsce podczas królewskiej wizyty w Gironie (Katalonia) stanowi naruszenie prawa do wolności wyrażania opinii demonstrantów. Sprawa, którą przytaczam dotyczyła odwrócenia do góry nogami portretu hiszpańskiej pary królewskiej i puszczenie go z dymem.
Trybunał przypomniał, iż wolność wyrażania opinii obejmuje również akty kontrowersyjne i prowokacyjne, i do takich aktów można było zaliczyć akt spalenia odwróconej do góry nogami fotografii pary królewskiej. Zdaniem Trybunału, skarżący wykorzystali elementy symboliczne (postać króla, ogień) dla demonstracji swych poglądów politycznych, a forma tego przedsięwzięcia miała na celu zapewnienie odpowiedniej widoczności i siły wyrazu tychże poglądów – czytamy w komentarzu do wyroku na portalu prawo.pl.
W obronie komunizmu
Ciężko uwierzyć, żeby prokurator Justyna Trzcińska nie miała elementarnej wiedzy w zakresie prawa karnego. Czyżbym zatem z pełną premedytacją, na zawiadomienie seksualnego aferzysty Stefana Niesiołowskiego, który wzywał do eksterminacji mojej osoby, podpisywała się pod bezpodstawnymi zarzutami, w myśl zasady prokuratora Wyszyńskiego: Dajcie mi człowieka, a znajdę na niego paragraf? Naruszając w ten sposób prawo do wolności wyrażania opinii w istotnych dla interesu społecznego kwestiach, prokurator Trzcińska odstawia stalinowski cyrk, o którego pierwszej odsłonie będę Państwa informował na łamach portalu wPrawo.pl. Postkomuna w Polsce ma się świetnie.
Przeczytaj także: