Obejrzałem długo zapowiadany dokument Tomasza Sekielskiego „Tylko nie mów nikomu”. Nie byłem zszokowany, ani zaskoczony. Ten film nie był dla mnie żadną sensacją. Dlaczego? Dlatego, że o pokazanym w tym filmie zakłamaniu i o pokazanej w nim hańbie, którą ciąży na kościelnej hierarchii, mówię od lat. Ten film nie jest antykościelną propagandą. To jest film oparty na faktach, o których nikt nie chciał słuchać, gdy o nich mówiłem. Teraz Sekielski pokazał to, co zamiatano pod dywan. Bardzo dobrze, że to pokazał. Może w końcu do hierarchów dotrze, że ich „święty spokój” skończył się definitywnie.
Z hierarchicznym zwyrodnialstwem próbowałem walczyć jeszcze w sutannie. Potrzebowałem do tego wsparcia społeczeństwa. Niestety, nie otrzymałem go. Gdy mówiłem o zamiataniu pedofilskich przestępstw pod dywan, wielu uznało, że mówienie o tak „wstydliwych” kartach episkopatu, jest uderzeniem w sam Kościół. Że jestem nieposłuszny. Że odciągam ludzi od Kościoła. Że takie sprawy należy pozostawić samemu Panu Bogu. Nie miałem zamiaru nikogo atakować. Ja po prostu pragnąłem i pragnę prawdy. Pragnąłem i pragnę, by Kościołem katolickim NIE dowodzili ludzie, dla który taplanie się w kłamstwie to chleb powszedni. Wielu tego nie zrozumiało, a nawet odwróciło się ode mnie, w ten sposób – świadomie lub nieświadomie – klepiąc zwyrodnialców po plecach. Nawet na antenie TVP apelowałem, aby przestać zamiatać problem pod dywan. Mówiłem, że swoją postawą kościelna hierarchia doprowadza instytucję Kościoła do upadku. Tego dnia, gdy to powiedziałem, zostałem suspendowany, a oficjalnym powodem było „zgorszenie wiernych poprzez upublicznianie grzechów duchowieństwa w mediach”. Tymczasem dziś abp Stanisław Gądecki – przyparty do muru – wyraża dziękczynienie za dokument „Tylko nie mów nikomu”.
Nie mam nic do stracenia
Środowisko kapłańskie znam od środka. Dziś nie grozi mi suspensa ze strony przełożonych, zatem w żaden sposób nie mają oni wpływu na to, co w recenzji napiszę, a czego nie napiszę. Z drugiej strony, lewactwo które orgiastycznie zareagowało na film Sekielskiego, jest ostatnią grupą społeczną, której chciałbym się przypodobać. Kto mnie zna, ten wie, że interesuje mnie tylko i wyłącznie prawda oraz troska o Ewangelię i Święty Kościół, który na wszelkie możliwe sposoby próbuje się zniszczyć – zarówno od zewnątrz jak i od wewnątrz. Dlatego możecie być pewni, że to co dzisiaj napiszę, będzie jak zawsze tylko i wyłącznie prawdą.
Ukręcony bicz
Film Tomasza Sekielskiego nie mówi o skali problemu pedofilii wśród duchownych Kościoła katolickiego. Owszem, mówi o samym problemie, ale nie o jego skali. To film, który przede wszystkim pokazuje światu zepsucie tych pasterzy, którym nie zależy na ewangelizacji i dobru drugiego człowieka, lecz których bogiem jest pieniądz i święty spokój. To film pokazujący jak hierarchia sama ukręciła na siebie bicz i jak Kościół jest niszczony od środka.
Wszystkie opisane w dokumencie historie są przerażające. Ale nie wszystkie zostały opisane ze szczegółami. Może po to, by niektórych oszczędzić? A może reżyser dokumentu po prostu jeszcze nie poznał wielu faktów? O jednym ze skandali pisałem już 3 lata temu. Mam na myśli sprawę ks. Pawła Kani, pedofila hołubionego przez kurię abp. Józefa Kupnego. Tego biskupa, który z pełną premedytacją knuł, żeby wyrzucić mnie z archidiecezji, ponieważ miałem czelność ewangelizować na peryferiach wiary, a podstawionym przez niego dziennikarzom wyznałem przez telefon, że krytycznie oceniam homo-lobby w diecezji.
Haki
Paweł Kania, którego sprawa pojawia się w filmie, posługiwał w parafii Ducha Świętego we Wrocławiu. To jej proboszczem przez lata był ks. Czesław Mazur, przełożony Kani i kolega wrocławskiego ordynariusza, który przez lata odprowadzał do kurii gigantyczny „podatek” z wielkich przychodów pochodzących ze sprzedaży miejsc na parafialnym cmentarzu. To w tej parafii i za czasów tego proboszcza wybudowano w podziemiach kościoła saunę, w której duszpasterze ze swoimi „przyjaciółmi” wygrzewali się z na drewnianych ławach. To ta parafia – w środowisku duchownych nazywana przystankiem dla homoseksualistów – wykarmiła pedofila, bohatera dokumentu Sekielskiego. A to wszystko za przyzwoleniem jego ekscelencji Józefa Kupnego. Dlaczego Kupny nie interweniował w sprawie skandali przy parafii Ducha Świętego? Dlaczego Kupny nie nałożył na Kanię suspensy, tylko przeniósł go na krotko do innej diecezji? W środowisku duchownych odpowiedź na to jest zazwyczaj taka sama: ponieważ jeden na drugiego miał wielkiego haka, tak jak na swoich przełożonych niejednego haka miał do dnia dzisiejszego nietknięty ks. Krzysztof Sz., mający na koncie gwałt na niejednym wrocławskim kleryku. Sekielski przedstawił w filmie ten mechanizm, jednak niedostatecznie czytelnie. Przypadek ks. Krzysztof Sz. pojawi się jeszcze w niniejszej recenzji.
Homo-pedofile
Film Tomasza Sekielskiego nie jest perfidnym atakiem na Kościół pomimo, że odkryć tam można manipulację dźwiękiem i obrazem. Polega ona na wielokrotnym zestawieniu ze sobą obrazu krzyża i kościelnej muzyki z zeznaniami na temat księży pedofilów w tle, co ma sugerować, że zboczenie jest istotowo wpisane w katolicką doktrynę. Mimo tej manipulacji nie należy jednak traktować filmu jako antyklerykalnej propagandy. Dlaczego tak sądzę? Dlatego, że o tym, co złe, należy nie tylko mówić, ale wręcz krzyczeć. Niestety, Sekielski pominął pewien wątek, o którym również należy powiedzieć, aby obraz był pełny.
KSIĄŻKA JACKA MIĘDLARA „MOJA WALKA O PRAWDĘ” – TUTAJ
Chociaż Tomasz Sekielski kilkakrotnie powołuje się na wypowiedzi Adama Nowaka, prawnika, autora książki „Żeby nie było zgorszenia”, a zarazem ofiarę pedofilii, to pomija stawianą przez niego tezę, z której wynika, że promowanie homoseksualizmu w przestrzeni publicznej przyczynia się do wzrostu przestępstw pedofilskich wśród księży. Tę sprawę opisuję w mojej premierowej książce „Moja walka o prawdę”.
Dla wielu może to się okazać dużym szokiem, ale problem homoseksualizmu wśród księży, który jest – jak widać – niemałym kłopotem, a który niczym balonik pompuje lwia część kościelnej hierarchii, a także „michnikowszczyzna”, tworzy swoistą syzygię z problemem pedofilii.
Mógłbym to wykazać, opisując szereg pedofilskich skandali wśród duchownych, jednak – rzecz jasna – moja empiria może być dla wielu mało przekonująca, dlatego posłużę się wynikami oficjalnych badań. Na statystyki przedstawione podczas posiedzenia Parlamentarnego Zespołu ds. Przeciwdziałania Mowie Nienawiści i Ochrony Praw Człowieka (6 kwietnia 2018), powoływał się mecenas dr Artur Nowak, autor książki „Żeby nie było zgorszenia”, i stwierdził, że ofiarami księży pedofilów są głównie chłopcy (80%). Wyniki są odwrotnie proporcjonalne do tego, co dzieje się poza katolickimi plebaniami. Jaki z tego morał? Artur Nowak i pozostali paneliści, w tym zadeklarowana lewaczka Joanna Scheuring-Wielgus, obawiali się powiedzieć przed kamerami, że taki stan rzeczy to owoc homoseksualnej propagandy, za którą odpowiadają sami inspiratorzy badania. Wyniki świadczące o dominującej homo-pedofilii wśród księży nie biorą się z faktu, iż księża mają łatwiejszy dostęp do nieletnich chłopców, na przykład udzielających się w liturgicznej służbie ołtarza. Przecież tak często jak z ministrantami, księża pedofile pracują także z dziewczynkami, które udzielają się w scholi czy działają w oazie. Ponadto, mając pełną dokumentację i certyfikaty pedagogiczne, tak samo jak inni wychowawcy, organizują wyjazdy i koedukacyjne kolonie. Pedofilia u księży, która woła o pomstę do nieba, to przede wszystkim skutek promocji i akceptacji homoseksualizmu wśród kleru, za co odpowiadają środowiska lewicowe i lwia część kościelnej hierarchii. Zatem odpowiedzialność za problem homo-pedofilii w kościele spada nie tylko na zamiatających brudy pod dywan „pobożnych” purpuratów, ale zwłaszcza na akceptującą wszelkiej maści dewiacje, obłudną „michnikowszczyznę”, która dla poklasku piętnuje pedofilię wśród księży na wszelkie możliwe sposoby. Wobec tego jeżeli chcemy skutecznie zwalczyć problem seksualnego wykorzystywania dzieci przez duchownych, musimy rozpocząć od walki z homo-propagandą i kościelnym homo-lobby promującym gejów w sutannach. Przecież nie jest żadną tajemnicą, że ksiądz, tak jak każdy człowiek, jest potencjalną ofiarą każdej propagandy, także tej homoseksualnej.
KSIĄŻKA JACKA MIĘDLARA „MOJA WALKA O PRAWDĘ” – TUTAJ
Mimo, że Sekielski nie miał odwagi wykazać tego w swoim dokumencie, gdyż na reżysera ściągnęłoby to zapewne atak ze strony homopropagandzistów, nie można uznać, że jego film jest perfidną, zakłamaną próbą zniszczenia Kościoła. Gdyby kościelni hierarchowie właściwie dbali o Kościół, Sekielski nie miałby materiału na film. Ale go ma. Czy to wina Sekielskiego?
Zboczone ofiary
Film Sekielskiego pokazuje dobitnie, że to hierarchowie dają amunicję antyklerykałom do ataku na Kościół. Czynią to swoją biernością, zamiataniem problemów pod dywan, uprawianiem kultu świętego spokoju, kłamstwem, a zwłaszcza bagatelizowaniem spraw zgłaszanych przez ofiary i próbą ich zastraszenia. Jak, poza zastraszającą przysięgą na Ewangelię, wygląda procedura składania w kurii zeznań przez ofiarę przestępstw seksualnych? To także opisuję w książce „Moja walka o prawdę”. Co prawda, przytaczany przeze mnie przykład nie dotyczy problemu pedofilii, ale składania propozycji homoseksualnych przez wrocławskiego proboszcza osobie pełnoletniej, jednak procedury w jednym i drugim przypadku są dokładnie takie same.
Mariusz C. zgłosił sprawę do wszystkich możliwych miejsc, począwszy od Kongregacji ds. Duchowieństwa i Sekretariatu Stanu Stolicy Apostolskiej, a skończywszy na kurii archidiecezji wrocławskiej, w której stawił się osobiście. Zanim ordynariuszem archidiecezji wrocławskiej został abp Józef Kupny, funkcję tę sprawował abp Marian Gołębiewski, o którego homoseksualnych inklinacjach w środowisku kapłańskim mówi się od dawna. To z nim rozmawiał zgorszony parafianin księdza Sz. Mariusz w takich słowach zrelacjonował to spotkanie: Jego pierwszą reakcją było pytanie: „Czy Pan nie jest przewrażliwiony?”. Kolejne zdanie było zdaje się jeszcze bardziej oburzające: „Nie obłożyłem Pana żadnymi sankcjami karnymi, chociaż mogłem. Ksiądz Sz. oberwał bardziej od Pana, ale to moja rzecz”. Podczas składania skargi w kurii przez poszkodowanego mężczyznę, oprócz metropolity obecny był bp Edward Janiak. Podobnie jak Gołębiewski zadawał idiotyczne pytania: Czy Pan jest osobą samotną?, Czyli Pan uważa, że ksiądz Sz. jest osobą homoseksualną?, Czy chce go Pan zniszczyć? Oczywiście pytania były grą i próbą sprowadzenia do absurdu zarzutów Mariusza, ponieważ wiedza o homoseksualizmie Sz. była powszechna. Czyżby przymykanie oka na dewiacje proboszcza miało swoje źródło w upodobaniach aktualnego ordynariusza z Kalisza, o których od jakiegoś czasu mówi się w środowisku księży wrocławskich?
Obrzydliwe SMS-y, które otrzymał parafianin od swojego proboszcza, zostały przedstawione oficjałowi kurialnemu ks. prof. Wiesławowi Wenzowi. Kanonista – podobnie jak biskupi – również wziął w obronę zboczonego proboszcza.
„Ksiądz Sz***** zeznał, że poczuł się bardzo dotknięty tą sytuacją. On również jest poszkodowany”. „Ksiądz Sz***** po złożeniu wyjaśnień nie musiał być ukarany, a mimo to został. Ksiądz arcybiskup nie zastosował z kolei wobec Pana żadnych sankcji karnych, choć mógł to zrobić”. „Sprawa ujawniła słabości księdza Sz*****, ale to był tylko incydent” „Ksiądz Sz**** nie został odznaczony za słabości”.
KSIĄŻKA JACKA MIĘDLARA „MOJA WALKA O PRAWDĘ” – TUTAJ
Umiłowane dzieci
Sekielski pokazuje w filmie, że księża oskarżeni, bądź skazani za pedofilię, nie ponoszą żadnych poważnych konsekwencji. Nie są wysyłani do zakonów klauzurowych. Nie nakłada się na nich suspensy. Są zazwyczaj przenoszeni z placówki na placówkę, jak to czyni przełożony zgromadzenia, do którego niegdyś należałem. Zamiast kary otrzymują traktowanie jak potrzebujące wsparcia umiłowane dzieci. Przykład? Jedyną „karę”, jaką poniósł ks. Piotr S., wielokrotnie przyłapany na czynach homoseksualnych z młodocianymi, były kilkuletnie wakacje w słonecznej Italii. Potem ponownie trafił do opolskiej parafii, w której dziś katechizuje najmłodszych. Albo ks. Daniel Ł., z którym wspólnie studiowałem w seminarium, a o którego pedofilsko-homoseksualnych skłonnościach zawiadamiałem przełożonych. Bez skutku. W czasie studiów ks. Daniel Ł. nadzwyczaj często odwiedzał młodzież z domu dziecka. Przełożeni nie widzieli w tym nic zdrożnego, ale zaledwie 4 lata po święceniach ks. Daniel przesyłał zdjęcia swojego przyrodzenia jednemu z podopiecznych z bidula. Potem okazało się, że jego komputer był pełen dziecięcej pornografii. Prowincja zgromadzenia księży misjonarzy zapewniła mu adwokata, który sprawił, że sprawa szybko się zakończyła, a pedofil otrzymał wyrok w zawiasach. Dzięki temu śledczy nie grzebali w sprawie jego bliskiego podopiecznego ze Słubic, który w 2015 popełnił samobójstwo. Ks. Ł., przebywający dziś w domu misjonarzy na Kleparzu, owijał sobie wokół palca młodych chłopców głównie z rodzin dysfunkcyjnych. Kupował im drogie ubrania, a sam ubierał się jak nastolatek i mówił ich językiem. Jak to zazwyczaj bywa, oswajał ofiary wykorzystując do tego zaufanie społeczne i pieniądze, których ma pod dostatkiem. Zamiast rekolekcji organizował dzieciakom wakacje za granicą. Na wycieczki zabierał tylko chłopców.
Gdy ja, za udzielenie błogosławieństwa pod pomnikiem Józefa Kurasia, zostałem skazany na miesiąc „więzienia dla księży”, a po białostockim kazaniu pozbawiony możliwości głoszenia homilii, ks. Daniel Ł. – po wybuchu skandalu pedofilskiego – otrzymał duszpasterstwo w Tarnowie, a dziś jest kapelanem szpitalnym w Krakowie. Tym sposobem pedofil otrzymał funkcję, o którą ja PROSIŁEM swoich przełożonych, gdy ci skazali mnie na emeryturę w wieku 27 lat. Zakaz przyjmowania mnie do innych diecezji został wydany podczas zebrania episkopatu na Jasnej Górze w maju 2016 roku. Ale ja nie jestem homoseksualistą, ani pedofilem i nie przymykam oczu na zło, więc według moich przełożonych „sieję zgorszenie”. Tak to działa, a Sekielski zgodnie z prawdą przedstawił to w filmie na konkretnych przykładach.
Media
Od premiery filmu Sekielskiego minęły zaledwie dwa dni, ale już czytamy, że abp Stanisław Gądecki dziękuje mu za realizację tego dokumentu. Ja za wspomnienie o homo-skandalach wśród duchownych zostałem suspendowany, tymczasem na skutek filmu Sekielskiego Zgromadzenie Marianów składa oświadczenie w sprawie pedofila, budowniczego sanktuarium, a jeden z kapłanów-pedofilów deklaruje, że zdecydował się zrzucić sutannę. Stało się tak tylko dlatego, że sprawy zostały nagłośnione. Gdyby nie film Sekielskiego, zboczeńcy nadal wysłuchiwaliby spowiedzi, nauczaliby z ambony o czystości przedmałżeńskiej i pięknie kapłaństwa. Gdyby nie ten film, biskupi nadal celebrowaliby święty spokój pijąc włoską kawę i drogie koniaki oraz inkasując szmal za chronienie zboczeńców na parafiach. Tak czynił kard. Stanisław Dziwisz, który za wypchane koperty nie dopuszczał wielu skandalicznych informacji do uszu Jana Pawła II.
Dobra robota!
Nie sądziłem, że to napiszę, ale po prostu muszę to zrobić: dziękuję Tomaszowi Sekielskiemu za zrobienie tego filmu, chociaż wiem, że zostanie on wykorzystany przez intelektualnych indolentów zajmujących się pedofilią w Kościele tylko po to, aby wspólnotę Chrystusa zrównać z błotem. Wiem, że wielu zaślepionych nienawiścią do Chrystusa i chrześcijan nie zrozumiało, że film przede wszystkim pokazuje zakłamanie, degrengoladę i procedury stosowane przez kościelną hierarchię, która hołubi pedofilów jak swoje umiłowane dzieci. Ci sami hierarchowie z miejsca wysyłają do „więzienia dla księży” i suspendują tych kapłanów, którzy przeciwstawiają się homoseksualnemu lobby w Kościele. Film Sekielskiego, poza podprogowymi manipulacjami i próbą uszczypnięcia Jana Pawła II, jest oparty na faktach. Ten film pokazuje dokładnie to, co – w trosce o dobro Kościoła – staram się przekazać opinii publicznej przez ostatnie kilka lat. Mój głos był głosem wołającego na pustyni. Widocznie musiał pojawić się film Tomasza Sekielskiego, żeby kościelni hierarchowie zrozumieli, iż dalsze zamiatanie spraw pod dywan nie zapewni im świętego spokoju.
Przeczytaj także: