W ostatnich dniach uczestniczyłem w trzech rozprawach. Pierwsza dotyczyła rozwiązania Marszu w Hołdzie Żołnierzom Wyklętym, który 1 marca 2019 organizowałem z Romanem Zielińskim. Druga była kolejną odsłoną procesu rapera Stopy. Trzecia rozprawa dotyczyła zniesławienia i znieważenia mnie przez Martę Lempart. Pierwsza i trzecia rozprawa odbyły się we Wrocławiu, zaś druga w Częstochowie. Jednak nie o miejsce procesów tutaj chodzi.
We wszystkich trzech rozprawach odnajduję jeden wspólny mianownik. Sądy zaczynają skazywać za intencje.
Nie ma znaczenia, czy przedstawienie przez członków zgromadzenia informacje były prawdziwe. Istotny jest kontekst i cel przedstawienia tych informacji. Wypowiadane hasła wraz z kontekstem ich formułowania nie miały na celu informowania, ale wywołanie niechęci – brzmi fragment uzasadnienia wyroku, w którym sędzia uznał, że wrocławski magistrat miał prawo ni z gruchy ni z pietruchy rozwiązać patriotyczny marsz. I sędzia nie owija w bawełnę. Skazuje za to, że WYDAJE mu się jakimi intencjami kierowaliśmy się organizując marsz podczas, którego jedynie przez kilka minut wspominaliśmy o żydokomunistycznych katach. O żydach dobrze, albo wcale?
Podobnie jest podczas rozprawy Stopy, podczas której biegła Jadwiga Stanwnicka, która przygotowała analizę do aktu oskarżenia muzyka, próbowała dowieść, że oskarżony miał nienawistne intencje nagrywając i publikując w sieci utwór pt. „Gdybym był bogaty”. Sąd z zainteresowaniem dopytywał w tym zakresie. Pełną relację z procesu niebawem opublikuję na wPrawo.pl.
Rozprawa trzecia. Co prawda to ja oskarżam. Jednak chwilami, gdy pytania mające na celu wykazanie intelektualnej indolencji i kłamstw, które wydobywają się z gardzieli kolegów i koleżanek oskarżonej aborcjonistki Lempart, w języku procesowym zwanych „świadkami”, sąd uchyla pytania i z uwagą wsłuchuje się w bełkot o „nienawistnych intencjach wykluczających pederastów i talmudystów”. Wtedy można odnieść wrażenie, że to ja jestem oskarżony, a nie aborcjonistka. A to już prosta droga do wyroku, w którym sąd uzna, że wrocławska awanturnica miała prawo mnie znieważyć, ponieważ ona i sąd „odczytali” moje „nienawistne, neonazistowskie i bandyckie intencje”, które w istocie zrodziły się jedynie w ich umysłach. Pełną relację z procesu niebawem opublikuję na wPrawo.pl.
Polskie sądownictwo idzie w bardzo złym kierunku. Na podstawie DOMNIEMANYCH intencji można skazać każdego, tylko jak to się ma do litery prawa? Jeśli już dziś próbuje się skazać za DOMNIEMANĄ myślozbrodnię, to jutro niewygodnych będzie się skazywać za emocje gniewu, agresji, nienawiści.
Kto nadal tego nie widzi jest „ślepcem”.