9 grudnia br. w Dąbrowie Górniczej odbyła się antykomunistyczna manifestacja, w której wziął udział m.in. Jacek Międlar. Decyzją prezydenta miasta Marcina Bazylaka (SLD) manifestacja została rozwiązana. Na ręce organizatora przesłano uzasadnienie tej decyzji, w którym czytamy, że powodem rozwiązania zgromadzenia było „głoszenie haseł ksenofobicznych, nawoływanie do nienawiści na tle różnic rasowych i narodowościowych oraz znieważenie osoby publicznej z powodu jej przynależności narodowej”.
A teraz szczegółowe wyliczenie „przestępstw” popełnionych przez uczestników antykomunistycznej manifestacji: „Uczestnicy zgromadzenia wygłaszali ksenofobiczne i rasistowskie hasła nawołujące do nienawiści wobec obywateli pochodzenia żydowskiego i innych narodowości porównując Unię Europejską do reżimu komunistycznego. Wobec byłego Premiera Tadeusza Mazowieckiego kierowane były zwroty mówiące, że jest „Żydem i Komunistą”, a powojenne Służby Bezpieczeństwa tworzyli Żydzi. Zebrani krzyczeli hasła: „Raz sierpem, raz młotem, czerwona hołotę” (…) Dalsze skandowanie przez członków zgromadzenia haseł nawołujących do przemocy wobec „Komunistów” poparte było spaleniem dwóch plakatów z podobizna Lenina i Marksa”.
Gdybyśmy żyli w naprawdę wolnej Polsce, to takie uzasadnienie kwalifikowałoby prezydenta Dąbrowy Górniczej albo do leczenia w zakładzie zamkniętym, albo do odsiadki, albo przynajmniej do utraty stanowiska. Bazylak rozwiązał legalne, pokojowe zgromadzenie, ponieważ jego uczestnicy wyrazili swój negatywny stosunek do komunizmu, eurokołchozu i zbrodniczej bezpieki, co zostało uznane za nawoływanie do nienawiści. Co zatem mieli skandować uczestniczy zgromadzenia, żeby prezydent Bazylak łaskawie pozwolił im manifestować? Może hasło: „Komunizm tak, wypaczenia nie”? Albo takie: „Precz z Polską, niech żyje eurokołchoz!”. Czy zamiast palić plakaty z Leninem i Marksem powinni uznać obu tych łajdaków za szacownych „obywateli europejskich”? A może powinni przemilczeć udział Żydów w komunistycznym aparacie represji, bo „to nie przechodzi do żadna rubryka”?
Według badań przeprowadzonych przez IPN blisko 40 proc. kierowniczych stanowisk Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego zajmowali oficerowie pochodzenia żydowskiego. Jeśli chodzi o kadry innych struktur tworzących stalinowski aparat represji: wojskowego i powszechnego wymiaru sprawiedliwości, Informacji Wojskowej, Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego, Milicji Obywatelskiej czy wchodzącego w skład MBP więziennictwa, to w każdym przypadku liczba oficerów pochodzenia żydowskiego w sprawowaniu funkcji kierowniczych wynosiła od kilku do kilkudziesięciu procent. W tym czasie Żydzi stanowili niespełna 1% ludności Polski. Eufemistycznie nazywa się to nadreprezentacją. W normalnym języku należy to nazwać po imieniu: Żydzi tworzyli komunistyczny aparat terroru. Co więcej, żaden z nich nie poniósł odpowiedzialności za swoje zbrodnie, a duża część – dzięki marcowej czystce zafundowanej im przez niedawnych towarzyszy – wyjechała z Polski i ogłosiła się „ofiarami polskiego antysemityzmu”.
Oto do czego doszliśmy po 29 latach od „upadku komunizmu”: czerwony aparatczyk delegalizuje manifestację Polaków wyrażających swój sprzeciw wobec ludobójczego totalitaryzmu oraz mówiących prawdę o żydokomunie i premierze Mazowieckim, który szkalował Żołnierzy Wyklętych, a „gruba linią” podarował bezkarność komunistycznym zbrodniarzom. O tempora, o mores!
Zobacz:
https://www.youtube.com/watch?v=snaq9eYk4aE