Kamień spadł mi z serca. Do Polski napływają laudacje z całego żydowskiego światka. Mateusz Morawiecki podpisał wspólną deklarację ze stroną izraelską, w której Żydzi potępiają rzekomą likwidację starozakonnych, której mieli by się dopuścić Polacy oraz obiecują, że nie będą już na nas wylewać wiader pomyj i niesłusznie przypisywać udziału czy współudział w niemieckich zbrodniach z czasów II wojny światowej, za które faktycznie to oni odpowiadają. Dziękujemy! Cóż za piękny, przyjacielski gest z waszej strony. Nie zgadzamy się na działania polegające na przypisywaniu Polsce lub całemu narodowi polskiemu winy za okrucieństwa popełnione przez nazistów i ich kolaborantów z różnych krajów – czytamy w deklaracji. „Sakiewiczówki” i innej maści partyjniackie gadzinówki wystrzeliwują korki od szampana, że „udało się okiełznać” niebezpieczne zapisy, a z noweli ustawy o IPN uczynić ochronkę dla przemysłu Holokaustu. Jest z czego się cieszyć, oj jest. Pieniądze na mydlenie oczu socjalem się nie skończą, bo przecież kurki nadal odkręcone.
Tej radości daje upust także, a może i zwłaszcza, ta która pięć miesięcy temu, w Muzeum Auschwitz-Birkenau, w którym niemile widziana jest rodzina rtm. Witolda Pileckiego, rozpętała żydowską jatkę. Anna Azari – ambasador Izraela w Polsce. Ta Żydówka, która chociażby na obchodach z okazji żydo-komunistycznych porachunków nazywanych Marcem ’68, a zarazem półtora miesiąca po swojej haniebnej wypowiedzi w muzeum w Oświęcimiu, mówiła: Przez ostatnie półtora miesiąca już wiem jak łatwo w Polsce obudzić i przywołać wszystkie demony antysemickie. Nawet, kiedy w kraju prawie nie ma Żydów. Są ludzie, którzy mówią, że wtedy nie było Polski. Dziś koszerna Ania zagalopowała się jeszcze bardziej, wszak w nieco inną stronę. Rzekła: Od początku mówiłam, jeszcze w Oświęcimiu w styczniu, że dwa tak przyjacielskie narody znajdą drogę do współpracy. Znaleźliśmy tę drogę, wracamy do normalnych, dobrych, przyjacielskich stosunków między oboma krajami – dodała Azari. – Nasze narracje są bliżej, niż ludzie myślą. Sądzę, że to taki nowy początek długich, przyjacielskich relacji. Przyjaźń na wzór relacji jeńca i żołdaka, tak? Po wypowiedzi Azari, wiceminister kultury Magdalena Gawin, która jeszcze niedawno postulowała delegalizację Obozu Narodowo-Radykalnego, po wypowiedzi Azari tak biła brawo, że aż jej dłonie spuchły.
Dziś prawdziwy dzień „niezłomnych kobiet”, o dziwnie, niesłowiańsko brzmiących nazwiskach. Małgorzata Gersdorf, która jeszcze niedawna drapała się po głowie i zastanawiała jak można wyżyć w metropolii zarabiają marne 10 tysięcy złotych brutto, za co potem przepraszała. Dziś dała o sobie znać. Oj, przepraszam, może nie ona sama o sobie, ale jej podwładni o niej. Otóż, sędziowie Sądu Najwyższego wydali dzisiaj uchwałę Zgromadzenia Ogólnego SN, w której stwierdzają, że niezłomna Małgośka, powinna zostać na stanowisku prezesa tejże instytucji, do kwietnia 2020. My sędziowie Sądu Najwyższego uczestniczący w Zgromadzeniu Ogólnym SN w dniu 28 czerwca 2018 r., pamiętając o złożonym ślubowaniu sędziowskim i wierni Konstytucji RP, która jest najwyższym prawem RP, stwierdzamy, że sędzia SN prof. Małgorzata Gersdorf zgodnie z bezpośrednio stosowanym art. 183 ust 3 konstytucji pozostaje do dnia 30 kwietnia 2020 r. pierwszym prezesem SN, kierującym instytucją, w której pełnimy nasza służbę społeczeństwu – czytamy w uchwale. „Nadzwyczajna kasta” broni się jak może, wszak zapomnieli o jednym. Nawet jeżeli uda im się uchronić dostęp do „koryta”, zostaną rozliczeni… według prawa naturalnego. Przed jego sprawiedliwością jeszcze nikomu nie udało się uciec.
Dziś w Internetach przeczytałem recenzję swojej książki („Moja walka o prawdę. Wyznania byłego księdza”). Niesamowite, przecież książka jeszcze nie ujrzała światła dziennego, ponieważ jest w przedsprzedaży – pomyślałem. KUP TERAZ (premiera za dwa tygodnie) Czarodzieje! O recenzję pokusił się m.in. niejaki Cezary Łazarewicz, a wraz z nim niezwykle obiektywny i opiniotwórczy portal Tomasza Lisa – NaTemat.pl. O jest już nowe „Mein Kampf” – napisał Łazarewicz, który na Twitterze sam siebie określa mianem „reportera”. Cóż powiedzieć? Krótką i „rzeczową” recenzją Łazarewicz i infernalny portal sami o sobie wystawili ocenę. Co powiedzieć o ludziach, którzy książkę recenzują po okładce, a słynnemu akwareliście przypisują monopol na hasła. Idioci? Naziści? Pomyleńcy? No i jeszcze jedno… Jakoś nie słyszałem, by recenzenci przyczepiali się do tytułów „Moja walka” filmu o islamskim zawodniku MMA Mamedzie Khalidowie czy autobiograficznej powieści Karla Ove Knausgarda… Taki to właśnie jest lewacki obiektywizm. A poza tym, gdybym ja miał oceniać „książkę po okładce” to Łazarewicza i pół środowiska Gazety Wyborczej posadziłbym w odseparowanym od społeczeństwa zakładzie zamkniętym. Tak, by ich wirus głupoty nie rozprzestrzeniał się po Polsce. Spokojnie ja kieruję się nieco innymi standardami niż oni. I to nas znacząco różni.
Na koniec dobra wiadomość. Wygraliśmy z Azjatami, którzy według zapowiedzi ekspertów mieli być dostarczycielami punktów na Mundialu, a ostatecznie osiągnęli coś co dla polskiej reprezentacji miało być planem minimum. Polska – Japonia 1:0, a mimo to Japończycy awansowali do 1/8. My natomiast, od dziś jesteśmy faworytami w meczach o honor. Do zobaczenia za cztery lata. Tym razem zimową porą, w Katarze.
Obejrzyj:
http://wprawo.pl/2018/06/28/co-zostalo-z-ustawy-o-ipn-j-miedlar-wideo/