Zdaję sobie sprawę, że po tym felietonie wyleje się na mnie fala hejtu. Mam świadomość, że jedni zaatakuję mnie za kwestionowanie maseczkowego zamordyzmu (to dobre słowo!), a inni za tknięcie nietykalnych – zdaniem niektórych – duchownych. Trudno. Najważniejsza jest prawda i to jej, a nie mecenasom głupoty będę sekundował.
Maseczkowa psychoza to jedna wielka ściema! Wiedzą o tym politycy, naukowcy, lekarze… Wie o tym Mateusz Morawiecki, który mimo nakazu wprowadzonego przez kierowany przez siebie rząd, do kina przyszedł bez namordnika. Wie o tym prof. Łukasz Szumowski, który po Sejmie łazi bez maski, a w rozmowie w RMF FM mówił: One [maseczki – przyp. red.] nie pomagają. One nie zabezpieczają przed wirusem, one nie zabezpieczają przed zachorowaniem. Naprawdę nie pomagają. Wie o tym często cytowany w mainstreamie prof. Włodzimierz Gut: Ubawiłem się, kiedy przeczytałem, że maseczkę zakłada się po to, żeby osoba bezobjawowa chora kaszląc nie zaraziła kogoś innego. W tym momencie zaczynam się dobrze bawić, bo jeżeli bezobjawowa, to nie chora, jeżeli kaszle to objawowa, a jeżeli zdrowa, to nie zarazi. Że maseczki to ściema ma świadomość także dr n. med. Zbigniew Martyka, specjalista chorób zakaźnych, ordynator oddziału zakaźnego w Dąbrowie Tarnowskiej. Odnosząc się do rozporządzenia Rady Ministrów z 7 sierpnia 2020, z którego zniknął zapis zwalniający z obowiązku zasłaniania nosa i ust osoby, które nie mogą zakrywać twarzy ze względu na stan zdrowia, a został tylko zapis o całościowych zaburzeniach rozwoju, zaburzeniach psychicznych, niepełnosprawności intelektualnej w stopniu umiarkowanym, znacznym albo głębokim oraz trudności w samodzielnym zakryciu lub odkryciu ust lub nosa, dr Martyka napisał: Jesteśmy świadkami kolejnych narzuconych nam rygorów. Poinformowano, że od 8 sierpnia br. nie istnieją praktycznie żadne przeciwwskazania zdrowotne do noszenia maseczek (poza niektórymi psychiatrycznymi). To tak, jakby wydać rozporządzenie, że od jutra nie istnieją niektóre choroby, np. cukrzyca, zapalenie płuc, czy marskość wątroby.
Utrudnienie dopływu tlenu i zwiększenie zawartości dwutlenku węgla we wdychanym przez maseczkę powietrzu może być nieodczuwalne przez osoby w pełni zdrowe (o ile nie podejmują w tym czasie zwiększonego wysiłku fizycznego). Ale osoby mające problem z oddychaniem (astma, przewlekła obturacyjna choroba płuc, niektóre wady serca, niewydolność krążeniowo-oddechowa, duża niedokrwistość) są szczególnie wrażliwe na zmniejszenie ilości tlenu – wyjaśnia lekarz. Dr Martyka napisał nie tylko o tym, że maseczki szkodzą zdrowiu. Wskazał też, że nie ma żadnych dowodów na to, iż zapobiegają one rozprzestrzenianiu się wirusa SARS-CoV-2.
Na tym nie koniec. O tym, że „zwykłe” maseczki to ściema wie także Główny Inspektor Sanitarny Jarosław Pinkas. Wynika to z listu w sprawie warunków organizacji zaprzysiężenia Prezydenta RP, w którym wskazał, że uczestnicy Zgromadzenia Narodowego muszą założyć maski o podwyższonym poziomie zapobiegania przenikalność zarazków.
Statystyki zachorowalności i umieralności (w zdecydowanej większości osób obciążonych poważnymi schorzeniami), wskazują jasno, że koronawirusowe wariactwo to nie jest żadna śmiercionośna zaraza, „dżuma 2.0” czy „hiszpanka XX wieku”, ale „pandemia bezobjawowa”, bezprawie i bujdy na resorach.
Nie pojmują tego duszpasterze, przez niektórych uznawani za stróżów prawdy i zdrowego rozsądku. Reprezentanci kleru, który jeszcze kilkadziesiąt lat temu uznawany był przez wiernych za ostoję normalności i źródło głosu zdrowego rozsądku. Ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski, bp Piotr Libera, kard. Kazimierz Nycz. Na pozór duchowni z różnych bajek. Na pozór. Połączyła ich korona-głupota…, a może chęć zaistnienia w mainstreamie?
8 sierpnia 2020 roku ks. Isakowicz-Zaleski udzielił wywiadu portalowi Do Rzeczy. Jakich „mądrości” możemy się z niego dowiedzieć? Kapłan, pokornie stwierdzając, że nie jest specjalistą od spraw epidemii, czy zdrowia twierdzi, że jeżeli są pewne normy nakreślone przez władze państwowe, to jako obywatele powinniśmy się do nich dostosować. I dalej mówi: To jest jak z pasami bezpieczeństwa w samochodzie. Czy nam się to podoba, czy nie, musimy je zapinać.
Ks. Isakowicz-Zaleski do nierozumnych nie należy. Jak zatem wytłumaczyć jego idiotyczne porównanie „maseczek”, które – idąc za prof. Szumowskim i Gutem – „nie pomagają” i „nie zabezpieczają przed wirusem” do pasów samochodowych? Dla jasności przyjrzyjmy się temu porównaniu.
- Pasy bezpieczeństwa nie ratują przed wypadkiem, tak jak maseczki nie ratują przed zakażeniem. Tu się zgadzamy. Porównanie jest właściwe.
- Gdy dojdzie do wypadku, istnieje spore prawdopodobieństwo, że pasy bezpieczeństwa uratują życie. Gdy dojdzie do zakażenia, maseczka życia nie uratuje. Wprost przeciwnie. Maseczki mogą tylko zaszkodzić!
Nikt z Was nie ma już chyba wątpliwości, że porównanie, którym posłużył się duchowny, czyni z niego duszpasterza korona-głupoty. Przykro mi to pisać.
Isakowicz-Zaleski miał szansę, żeby w sprawie milczeć. Niestety z tej szansy nie skorzystał. Zwyciężyła jego namiętność – medialna atencja. Co jeszcze powiedział w wywiadzie?
Odrzucić skrajności. Chodzi o z jednej strony żądanie zamykania świątyń, ograniczanie liczby wiernych do pięciu na mszy, a z drugiej strony podejście, że wirusa nie ma, można nie nosić maseczek, w ten sposób narażać innych. Oba podejścia są nie do przyjęcia – powiedział w wywiadzie. Brzmi rozsądnie, ale w istocie to bezmyślna paplanina. Kto poza marginalną grupką internetowych aktywistów twierdzi, że koronawirusa nie ma? Koronawirus jest. Tak samo jak jest wirus grypy, wirus odry, wirus HiV… Ale na miłość Boską, w jaki sposób ludzie mają innych zakażać nie mając żadnych objawów, nie wymieniając się śliną, nie kichając, nie kaszląc… Jak? A nawet gdyby zakażali, to jak mają ich chronić maseczki, które – jak dowodzą specjaliści – przed patogenami nie zabezpieczają? Albo mamy jelitówkę, to jest rozwolnienie i temperaturę dobijającą do 40 stopni, albo jej nie mamy. Tak samo jest z Covidem. I nawet jeśli przyjmiemy, że będąc „chorym bezobjawowym” (brzmi tragikomicznie), tj. nosicielem koronawirusa, w jakiś dziwny sposób możemy zakażać, to zamiast wciskać społeczeństwu kit o maseczkowym dobrodziejstwie, należałoby przeprowadzić kampanię edukacyjną na temat mycia rąk, uprawiania sportu i zdrowego odżywiania, od którego zależy dobra kondycja naszego układu immunologicznego. Ciężko dać wiarę, by krakowski duchowny tego nie wiedział… Dlaczego zatem opowiada takie pierdoły?
Bp Piotr Libera, kard. Kazimierz Nycz czy dominikanie – oni także zachęcają do stosowania się do „nowej normalności” wprowadzonej przez władzę państwową. Co prawda nie pokusili się na egzotyczne porównanie, tj. „maseczki są jak łaska Pańska”, albo „maseczki są jak kamizelki kuloodporne”, ale bezpośrednio wzywają do zachowania dystansu w kościele, zakładania namordników czy przyjmowania Komunii Świętej na rękę. Zakon dominikanów, który uchował „prezydentkę” Gdańska, wypuścił w sieci filmik instruktażowy, w którym zaprezentowano jak „bezpiecznie uczestniczyć w Eucharystii”. Czy trzeba siać ten strach wobec drugiego człowieka i ulegać plandemii? Para wchodzi razem, a siada oddzielnie? Przykre, że kościół sieje strach wobec drugiego człowieka. Ja dziękuję Panu Bogu, że u mnie są parafie, gdzie normalnie przyjmuję eucharystię, na klęcząco i do ust – napisała internautka. Dominikanie – słudzy diabła! – napisał kolejny twitterowicz.
Społeczeństwo zaczyna dostrzegać jak wiele absurdów i niekonsekwencji wiąże się z koronawirusowym szaleństwem i z namordnikowym terrorem. Polacy pod nosem śmieją się z maseczkowych restrykcji, a wielu z nich zakłada je w miejscach publicznych tylko z obawy przed interwencją policji i wypisaniem wysokiego mandatu. Tymczasem kler, przez wieki uznawany za ostoję mądrości i zdrowego rozsądku, zamiast powiedzieć basta, albo nabrać wody w usta, sekunduje głupocie i psychozie napędzanej przez polityków, mainstream i hochsztaplerów, którzy na pandemii bezobjawowej zbijają po prostu kapitał. Co przerażające, tymi cwaniakami zdają się być także sami sutannowi, którzy wpisując się w retorykę mainstreamu, chcą zapewnić sobie medialną atencję, przychylność establishmentu i głaskanie po głowie. Wiedzą, że jeśli ich zdanie będzie niezgodne z narracją „góry”, zostaną zepchnięci na margines i okrzyknięci mianem „szurów” w czarnych kieckach. Kościół walczący? Najwyraźniej tak. Ale walczący ze zdrowym rozsądkiem i o wygodne stołki.
WESPRZYJ DZIAŁALNOŚĆ PORTALU – KLIK.
DOKONAJ ZAKUPU W NASZYM SKLEPIE – KLIK.
WSPOMÓŻ PROJEKT „SPOTKANIE ZE ŚWIADKIEM RZEZI WOŁYŃSKIEJ” – KLIK.
Przeczytaj także: