Ze zdziwieniem patrzę na reakcje polskich obywateli po słowach lidera Sojuszu Lewicy Demokratycznej o „radzieckich wyzwolicielach” naszej Ojczyzny. Z jednej strony płakać się chce, że tak podły człowiek jak Włodzimierz Czarzasty został wicemarszałkiem Sejmu. Z drugiej zaś burzy się we mnie, gdy widzę schizofrenię mainstreamowych mediów i polityków, którzy jakby nie chcieli dostrzec, że lista gloryfikatorów radzieckich zbrodniarzy nie kończy się na następcy Leszka Millera. Czyżby nazwiska pozostałych nie mieściły się w wąskich wyobraźniach propagandystów III RP? A może prawda o „wyzwoleniu” zwłaszcza Auschwitz-Birkenau po 1945 roku po prostu burzy kłamliwą holokaustową narrację, którą usilnie próbują podtrzymać ideowe dzieci Chaima Rumkowskiego i Salomona Morela?
Zacznę od początku. Od fundamentów. Czy istnieje cień szansy, by mówić o choćby namiastce wyzwolenia, którą rzekomo przyniosły Polsce siły zbrojne Rosji Radzieckiej? Odpowiedź jest prosta: Nie! I nie ma tu miejsca na jakiekolwiek tłumaczenie, bez względu na to jak bardzo gimnastykowałby się Włodzimierz Czarzasty i jak głęboko w głowach obywateli państwa polskiego zakorzeniłaby się komunistyczna propaganda. Dlaczego? Powodów jest kilka. Po pierwsze, „wyzwolenie” niesie ze sobą wolność, zaś armia radziecka przyniosła kolejne uciemiężenie – stalinowskie, ludobójcze czy – mówiąc szerzej – moskiewsko-komunistyczne. Po drugie, „wyzwoleniem” nie jest przemianowanie okupacji, ludobójstwa z niemieckiego na sowieckie („Auschwitz to była igraszka” – Witold Pileck), bez względu na to czy Armia Czerwona dała chwilowe (sic!) wytchnienie naszym przodkom czy też nie, czego dobitnym przykładem jest obóz koncentracyjny w Oświęcimiu, o czym szerzej w dalszej części publikacji. Owszem, czerwonoarmiści przegonili Niemców, ale nie przynieśli Polsce wyzwolenia. Ich bandyckie wkroczenie na polskie ziemie okupowane było pierwszym akordem ludobójstwa, które po 1945 przeprowadzano na synach i córach narodu polskiego. I po trzecie, „wyzwolenie” nie może być tożsame z rabunkami, gwałtami, aktami przemocy na ludności cywilnej i jeńcach wojennych oraz przejmowaniem prywatnego mienia, a właśnie z tym koresponduje wjazd czerwonej bandyterki na polskie ziemie okupowane w latach 1944-1945. A stwierdzenie faktu, że „to była wojna” nie jest żadnym usprawiedliwieniem. Przejdźmy do konkretów.
Włodzimierz Czarzasty.
Na terenie Polski zginęło 700 tysięcy żołnierzy radzieckich. Gdyby pan porozmawiał z rodzicami i dziadkami, to by panu powiedzieli, że tereny, które zostały wyzwolone, tereny odzyskane, były wyzwalane przez dwie armie : Jedna armia to była armia wojska polskiego, w tym gen. Jaruzelskiego. (…) A druga to była armia radziecka – w programie „Gość Wiadomości” przekonywał lider SLD. Po tych słowach rozpętała się niemała partyjna wojenka. Żołnierzyk Jarosława Kaczyńskiego, Dominik Tarczyński wręcz krzyczał: Włodzimierz Czarzasty cały czas chce pielęgnować narrację i propagandę sowiecką. (…) Jego słowa są nie do przyjęcia. I dalej dodał: (…) ja, wnuk Wyklętego składam zawiadomienie do prokuratury w sprawie promowania ustroju totalitarnego.
WESPRZYJ NASZ PORTAL. Darmowa jest tylko propaganda – TUTAJ
Być może są tacy, którzy tego nie pojmą, ale słowa zarówno jednego jak i drugiego zbierają na wymioty. Pierwszy gloryfikuje oddziały gwałcicieli i okupantów (robi to nie po raz pierwszy, bo o „radzieckich wyzwolicielach” mówił chociażby dwa lata temu – TUTAJ), a drugi wyciera sobie gębę Wyklętym-dziadkiem, by prowadzić partyjną wojenkę. Dlaczego „partyjną”, a nie walkę o prawdę? Bo gdyby Tarczyńskiemu w istocie zależało na prawdzie, to z podobnym zaangażowaniem potępiłby słowa Szewacha Weissa, Piotra Szumlewicza, Żydów z Izraela, czy starozakonnej tłuszczy maszerującej uliczkami Auschwitz na początku każdego roku kalendarzowego.
PRZECZYTAJ: „Setki tysięcy Polaków mordowało Żydów”. Antypolski paszkwil w izraelskiej prasie
Szewach Weiss.
Przez Prezydenta „Rzeczpospolitej Przyjaciół” odznaczony Orderem Orła Białego i określony mianem „syna narodu żydowskiego i polskiej ziemi”. Obściskiwany. Całowany. Stawiany na piedestał. Część [Polaków – przyp. JM] cieszyła się, że my żyjemy, a kilka było takich: „Co, wy żyjecie?” Jakby armia radziecka się wycofała, bo to był jeszcze front, oni [Polacy – przyp. red.], by z nami skończyli. To jest ta tragedia. (…) My i moja rodzina uciekliśmy z Polski w 1946 roku, po pogromach, po Kielcach i tak dalej i tak samo 100 tysięcy Żydów uciekli, bo był strach – w programie TVN24 powiedział „jego ekscelencja” Szewach Weiss. Czy te słowa nie przeszkadzają Dominikowi Tarczyńskiemu? Co prawda w tej samej rozmowie z dziennikarką Weiss wspomina, że w okresie okupacji schronienia udzielali mu Polacy, jednak zestawiając ten fakt z gloryfikacją czerwonoarmistów, gwałcicieli, łajdaków i okupantów, wyraźnie blednie. Weiss nie przeżyłby wojny, gdyby nie heroiczna postawa Polaków, którzy przechowywali Weissów, a było ich niemal dziesięciu, w kryjówce, będącej podwójną ścianą, którą – jak w jednym ze swoich wpisów na Facebook’u zaznaczył Szewach – jego tatełe przygotował w domu. Kto zatem uratował życie „synowi polskiej ziemi”? Zapomniane polskie rodziny czy radziecka armia?
Piotr Szumlewicz.
Publicysta Krytyki Politycznej i redaktor portalu Lewica24. O tym troglodycie bardzo krótko. Pozwólcie, że po prostu zacytuję ów organizatora pierwszomajowych pochodów: Dzień Zwycięstwa upamiętnia się na całym świecie. Tylko nie w Polsce i może nie w Estonii. Kto odbudował Warszawę? – Polacy! Dlatego warto świętować 9 maja. Kto wyzwolił Warszawę? Razem z Rosjanami wygraliśmy tę wojnę! Więcej cytować nie będę. Szumlewicz to zatruwający życie społeczne w Polsce czerwony plankton, z którym patrioci partii władzy i rzekomo polski wymiar sprawiedliwości do dnia dzisiejszego nie zrobili porządku. Podobnie jak zarejestrowana w Dąbrowie Górniczej Komunistyczna Partia Polski, której członek, Marcin Adam twierdzi, że „komuniści to polscy patrioci”. Gdzie jest obiecana dekomunizacja?
Izrael.
Dwa lata temu, niczym pod dyktando zaplutego Szumlewicza, parlamentarzyści Knesetu przyjęli ustawę o obchodach sowieckiego tryumfu z 1945, zwanego Dniem Zwycięstwa. Od tego czasu, na mocy ustawy, 9 maja każdego roku ulicami Izraela, z flagami z sierpem i młotem, ramię w ramię z wyznawcami komunizmu i sowieckimi weteranami, żydowscy politycy maszerują ulicami Izraela.
Obchody stalinowskiego tryumfu w całym Izraelu były organizowane od lat. Jednak dopiero dwa lata temu politycy Knesetu postanowili przegłosować specjalną ustawę, która zatwierdza datę obchodów i tryb organizacji tzw. „Dnia Zwycięstwa”. Ustawa zakłada wyznaczenie specjalnego czasu w programie edukacji w szkole na temat „dobra komunizmu” w czasie II wojny światowej, specjalne posiedzenie w Knesecie połączone z ceremonią państwową z uczestnictwem rządu oraz uroczysty pochód w Jerozolimie.
Polskim politykom chętnie uczęszczającym do Izraela lub zapraszającym do Polski żydowskich polityków ten fakt zdaje się nie przeszkadzać. Podczas gdy Żydzi dziękują komunistom za „wybawienie” z rąk niemieckich ludobójców, Polacy którzy niejednokrotnie Żydów chowali w szafach, piwnicach i na strychach, później byli mordowani przez tych, którym Żydzi biją pokłony. Jak mamy to rozumieć? Dlaczego i w tej sprawie nie interweniuje „strażnik prawdy” Dominik Tarczyński?
„Wyzwolenie” Auschwitz.
A wreszcie sprawa najważniejsza. We mnie budząca największe emocje. Styczniowe obchody w obozie koncentracyjnym Auschwitz. Tak wiele mówi się o „wyzwoleniu” niemieckiego obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu. Na styczniowe uroczystości zjeżdża się izraelska tłuszcza, a głos zabierają żydowscy więźniowie oraz politycy z Wiejskiej. Czy pod koniec stycznia każdego roku, w Muzeum Auschwitz, jest co świętować? Co naprawdę wydarzyło się na początku 1945 roku w Oświęcimiu? Owszem, wkroczyła Armia Czerwona. Owszem, z obozu wyprowadzono tysiące wychudzonych i schorowanych więźniów. Ale w buty gestapo, kapo i Sonderkommando wskoczyli stalinowscy zbrodniarze, zaś na zawszonych pryczach posadzono realnych wrogów komunizmu, a folksdojcze stanowili jedynie margines. W oświęcimskim obozie uwięziono żołnierzy Armii Krajowej i bohaterów licznych organizacji podziemia niepodległościowego. Ludobójcza działalność obozu koncentracyjnego nie zakończyła się wraz z wkroczeniem na jego teren radzieckich oddziałów. Poniemieckie obozy koncentracyjne zostały przemianowane na stalinowskie obozy śmierci, w których strumieniami lała się polska krew. Czy mainstream o tym mówi?
WESPRZYJ NASZ PORTAL. DOKONAJ ZAKUPU A NASZYM SKLEPIE – TUTAJ
O przemianowaniu oświęcimskiego obozu śmierci z niemieckiego na radziecki, w 1945 roku informował korespondent „New York Times” Gladwin Hill. Obóz otoczony jest drutem kolczastym, przez który przechodzi prąd elektryczny. Ilość więzionych obliczają na około 100.000. Oficjalnie z kół warszawskich podają, że więźniów politycznych jest jedynie 1000, ale urzędnicy w rozmowach prywatnych, przyznają, że jest ich od 60 do 80 tysięcy – ponoć głównie Volksdeutsche (za: Straszna prawda. Jeszcze o Oświęcimiu, „Dziennik Żołnierza APW”, 1945, nr 256, s.3). Dalej za korespondentem: przeprowadzane są obławy i aresztuje się osoby, których jedynym przestępstwem jest podejrzenie o opozycję wobec opanowanego przez komunistów ustroju (za: „New York Times” zdziera czerwoną zasłonę. Oddane do druku po wyjeździe z Polski, „Dziennik Żołnierza APW”, 1945, nr 271, s. 2).
Waszyngtoński korespondent „Daily Mail” potwierdzał te informacje: tzw. prowizoryczny rząd warszawski uruchomił ponownie osławiony hitlerowski obóz koncentracyjny w Oświęcimiu (za: Służalcy Moskwy, stosując osławione metody hitlerowskie, wtrącili do Oświęcimia 60-80 tys. „podejrzanych”, „Dziennik Żołnierza APW”, 1945, nr 254, s. 1). Dalej pisał, powołując się na oficjalne koła warszawskie, że aresztowani zostali (…) jedynie Polacy zniemczeni lub Volksdeutsche, lecz z innych informacji wynika, że tysiące Polaków aresztowano za opozycję wobec komunistycznego reżimu (za: Straszna prawda. Jeszcze o Oświęcimiu, „Dziennik Żołnierza APW”, 1945, nr 256, s. 3; Służalcy Moskwy, stosując osławione metody hitlerowskie, wtrącili do Oświęcimia 60-80 tys. „podejrzanych”, „Dziennik Żołnierza APW”, 1945, nr 254, s. 1).
Zaś na łamach „Dziennika Żołnierza APW” – na co w publikacji wskazał publicysta-historyk wPrawo.pl Krzysztof Żabierek – redakcja zamieściła list byłego więźnia niemieckiego obozu koncentracyjnego w Auschwitz (numer 809). W swoim liście pisał on: (…) Sądziliśmy, że niemieckie obozy koncentracyjne zniknęły raz na zawsze (…) Tymczasem w obozie w Oświęcimiu zmieniły się tylko mundury warty, trupią czaszkę zastąpił młot i sierp. Obóz zaludnił się na nowo i niestety znów, tak jak w roku 1940, rozpoczęło się od Polaków. Trzecią część olbrzymiego kompleksu obozów Oświęcimia (całość mogła pomieścić ok. 200 tys. ludzi) wypełniają obecnie obywatele polscy, przeważnie żołnierze Armii Krajowej i członkowie organizacji podziemnych. Dla zamydlenia oczu społeczeństwa, zrobiono ich na Volksdeutschów. Ubrani przeważnie w niemieckie mundury, z wymalowaną na piersiach i plecach literą „V” , pomieszani dla zachowania pozorów z rzeczywistymi Volksdeutschami z terenu b. Gubernatorstwa, głodni, maltretowani ciągłymi przesłuchaniami, giną za drutem kolczastym, ludzie, którzy przez 5 lat prowadzili krwawą walkę z okupantem niemieckim. (…) Obóz jest brudny, zawszony, kanalizacja nie czynna, światło tylko w budynkach zamieszkałych przez oddziały wartownicze (więźniowie zwą ich rosyjscy SS-mani”), przy płocie elektrycznym i w wieżyczkach strażniczych z karab. maszynowymi. Żołnierze rosyjscy wyciągają od wygłodniałych więźniów za kawałek chleba ostatnie pieniądze, zegarki, kosztowności, a nawet buty (za: Oświęcimski obóz śmierci wznowił działalność, „Dziennik Żołnierza APW”, 1945, nr 266, s. 3).
Czy w obliczu tych faktów, ma ktoś jeszcze odwagę, by perorować o „wyzwoleniu Auschwitz” i „bohaterskiej postawie czerwonoarmistów”? Czy wyzwoleniem obozu jest przemianowanie katowni z niemieckiej na radziecką, a w miejsce (w sporej części żydowskich) więźniów posadzenie Żołnierzy Niezłomnych? A może prawda o stalinowskich zbrodniach w Oświęcimiu jest tak „niepoprawna” i drażliwa, bo w 1945 komendantem filii obozu Auchwitz-Birkenau w Świętochłowicach (Zgoda) został żydowski sadysta Salomon Morel? A może mordy na żołnierzach podziemia niepodległościowego należy rozpatrywać w kategoriach Barbary Engelking: „śmierć Żyda to metafizyka, a śmierć goja to kwestia biologiczna”, co sprawi, że logika pozwoli na budowanie narracji o wyzwoleniu „żydowskich ludzi”, w których miejsce posadzono „polskie zwierzęta”?
O tym, jak bardzo przekłamywana jest prawda o historii Auschwitz, pisze Katarzyna Treter-Sierpińska w książce pt. „Żydzi, gender, multikulti, czyli oszustwo i szajba” (TUTAJ). Publicystka wPrawo.pl demaskuje manipulacje i kłamstwa niejakiej Pauli Szewczyk z Newsweeka, która pisała, że filia obozu Auschwitz-Birkenau „została otwarta przez Polaków”. Za pokazanie, że Newsweek łże, aby oczernić Polaków, Ringier Axel Springer groził procesem sądowym portalowi, na którym ukazał się artykuł Treter-Sierpińskiej.
W tym miejscu zadam retoryczne pytanie: Czy uczestnictwo w corocznych, styczniowych obchodach w Muzeum Auschwitz nie jest policzkiem wymierzonym Żołnierzom Wyklętym i przeciwnikom komunizmu?
Palenisko kłamstwa.
Lista gloryfikatorów radzieckich zbrodniarzy jest długo, relatywizacja prawdy historycznej i pojęcia „wyzwolenia” trwa w najlepsze od wielu, wielu lat, a walki o prawdę w wykonaniu „obozu patriotycznego” prezesa PiS po prostu nie dostrzegam. I chyba nie dla tego, że jestem „ślepcem”, tylko dla tego, że tej realnej walki po prostu nie ma. Widzę jedynie partyjne wojenki i rozmywanie prawdy historycznej, która mocno różni się od opowiastek z „wyzwolicielami” Auschwitz i familii Weissów w roli głównej.
Z holokaustowego paleniska bez ustanku wydobywa się zatruwający polską atmosferę smolisty dym propagandy, kłamstwa i zaprzaństwa… i nikt nie ma zamiaru go uprzątnąć, tj. zawalczyć o polski klimat, któremu od lat grozi polityczna katastrofa.
Przeczytaj także: