Minęły niemal dwa lata od zatwierdzenia przez papieża Franciszka dekretu o heroiczności cnót metropolity lwowskiego, banderowca abp. Andreja Szeptyckiego. Mimo licznych protestów rodzin pomordowanych z rąk UPA i SS-Galizien, Konferencja Episkopatu Polski oraz Kongregacja Spraw Kanonizacyjnych milczą. Wydaje się, że w polskim Kościele brakuje męża stanu na wzór kard. Stefana Wyszyńskiego, który dwukrotnie zablokował proces beatyfikacyjny Szeptyckiego. Zaś Stolicę Apostolską dopadła swoista schizofrenia, ponieważ z jednej strony potępia „nacjonalistyczne ideologie”, z drugiej zaś skutecznie prowadzi proces kolaborującego z hitlerowcami i błogosławiącego zbrodniarzom arcybiskupa.
Ciężko pojąć, dlaczego wyniesienia na ołtarze doczekały się ofiary ludobójstwa z terenu Hiszpanii, ofiary obozów koncentracyjnych czy sowieckiej bezpieki, a męczennicy Wołynia – świeccy i duchowni – „stoją w kolejce”? Niezrozumiała jest również postawa papieża Franciszka. Podczas gdy trzy lata temu, potępił inspiratorów i wykonawców zbrodni wołyńskiej, podpisem pod dekretem o heroiczności cnót Szeptyckiego przeczy samemu sobie.
Te okoliczności nie dają mi spokoju. Wręcz wymuszają, bym je obiektywnie wyjaśnił. Nie jest możliwe, bym w artykule przedstawił cały życiorys metropolity, jednak postaram się, w możliwie przystępny sposób, rozwiać wszelkie wątpliwości związane z sylwetką kandydata na ołtarze. Podejmuję się tego, zwłaszcza w obliczu zbliżającej się beatyfikacji, która – według wszelkich doniesień – prędko zbliża się ku końcowi.
Ukrainiec z wyboru
Roman Maria Aleksander Szeptycki urodził się 29 lipca 1865 roku w Przyłbicach na wschód od Przemyśla. Dorastał w polskiej, patriotycznej, hrabiowskiej rodzinie rzymskokatolickiej. W 1888 roku, po ukończeniu studiów prawniczych w Krakowie i Wrocławiu, widząc kryzys Kościoła greckokatolickiego, postanowił zmienić obrządek na unicki i wstąpił do zakonu bazylianów, gdzie przyjął imię Andrej. W odróżnieniu od swojego brata Stanisława, generała, dowódcy III Brygady Legionów, wyparł się polskości na rzecz Ukrainy. Wstępując do unickiego Kościoła, snuł plany przyłączenia Kościoła prawosławnego do Stolicy Apostolskiej oraz zbudowania państwa ukraińskiego.
W wieku 34 lat został biskupem stanisławowskim, a rok później metropolitą Lwowa. Pełnił tę funkcję przez 44 lata. Andrejowi Szeptyckiemu, nazywanemu przez kresowian „patronem niezgody” pomiędzy Ukraińcami i Polakami, przyszło duszpasterzować w czasach niepokojów i konfliktów. Z jednej strony odrodzenie Polski, a z drugiej dążenia niepodległościowe i ludobójstwa ukraińskie. Rola metropolity była w tamtych czasach bardzo trudna, a zarazem niezbędna by zatrzymać szowinistyczne, ukraińskie zapędy. Gdyby opierać się na dokumencie potwierdzającym heroiczność cnót abp. Szeptyckiego, można by odnieść wrażenie, że kandydat na ołtarze, egzamin z budowania cywilizacji pokoju i sprawiedliwości zdał wzorcowo. Jednak, spoglądając obiektywnie na jego życiorys, „heroiczność cnót” wydaje się być kompletną bujdą.
Śmierć Orlętom Lwowskim
Dziesięć dni przed odzyskaniem przez Polskę niepodległości, wybuchła wojna z Ukraińcami pod hasłem „Polacy za San”. Ukraińcy zajęli całą Galicję Wschodnią. Zaatakowali również – w 60% zamieszkany przez Polaków – Lwów. Mimo wielkiego zaskoczenia, „Lwowskie Orlęta” wraz z przybyłą z Krakowa i Przemyśla odsieczą, w maju 1919 roku przepędziły zbrodniarzy.
Ukraińscy żołnierze dopuścili się wielu bestialskich mordów, tortur, grabieży, gwałtów, profanacji świątyń i destrukcji wszystkiego, co by miało świadczyć o polskich korzeniach. Mordowali wszystkich Polaków, nie szczędząc starców, kobiet i dzieci. W Wiśniewie jednego z kapłanów zakopano głową w dół. W Stanisławowie siedmiu chłopcom wyłupiono oczy oraz obcięto język i uszy. Innym razem w Chodaczkowie koło Tarnopola zamordowano cztery młode kobiety. Obcięto im piersi i grano nimi w piłkę. Kierowali się apelami: „Pamiętaj ukraiński żołnierzu, że dopóty nie będzie spokoju ani dobra na ukraińskiej ziemi, dopóki tu żyć będzie polskie nasienie […]. Pamiętaj […], że kościoły, to szpiegowskie gniazda, a ich księża to czarne jadowite skorpiony […]. Śmierć Polakowi.”
Święty abp Józef Bilczewski (łaciński metropolita lwowski), wiedząc o dokonywanych zbrodniach, wystosował odezwę do metropolity Szeptyckiego, by ten publicznie potępił ukraińskie barbarzyństwo i opamiętał swój lud. Pisał: „Ukraińcy chcą niecne barbarzyństwa, jakie się działy podczas ich inwazji, przypisać konieczności wojennej. […] gwałty te były dziełem pewnego iście szatańskiego systemu, który na wskroś przesiąkł duszę ukraińską. W duszy tego narodu musiała być już przedtem zaszczepiona skrajna nienawiść do latynizmu i polskości, a inwazja ukraińska nastręczyła tylko sposobności do wyładowania się tej nienawiści na zewnątrz. Z boleścią przychodzi mi wyznać, że nienawiść Ukraińców do Polaków we wschodniej Małopolsce to w znacznej mierze owoce pracy przeważnej części duchowieństwa ruskiego, które w swej pracy politycznej kroczyło i kroczy właśnie drogą skrajnej nienawiści do obrządku łacińskiego i bratniej narodowości polskiej”. Dla wielu to może okazać się zaskoczeniem, ale duchowieństwo unickie nie tylko moralnie popierało atak na Lwów, co czynnie w niej uczestniczyło. Jeden z unickich kapłanów, wzywał do przeprowadzenia krucjaty kończąc słowami: „Głosimy świętą wojnę”.
Na odezwę abp. Bilczewskiego i dokonywane mordy, metropolita greckokatolicki okazał się głuchy. Jego sprzeciw byłby bardzo istotnym głosem, gdyż to on nadawał zasadniczy ton życiu narodowemu, politycznemu i cerkiewnemu Ukraińców. Doskonale wiedział o zbrodniach jakich dokonują jego pobratymcy oraz duchowieństwo. Z drugiej strony jego milczenie nie powinno dziwić, gdyż on sam był inspiratorem ukraińskiego zrywu listopadowego. W 1918 wraz z księciem Wilhelmem Habsburgiem, zwanym „Wasylem Wyszywanym”, próbował na Kresach utworzyć „Samostijną Ukrainę”.
Śmiało możemy stwierdzić, że już w 1918 roku, sutanna arcybiskupa Szeptyckiego, została umoczona w niewinnej polskiej krwi.
Dekalog Ukraińskiego Nacjonalisty
Zdecydowana większość duchowieństwa greckokatolickiego, a wszystko wskazuje na to, że również sam Szeptycki, popierała – wydawany w drukarni zakonu bazylianów – Dekalog Ukraińskiego Nacjonalisty. Zawierał on takie antychrześcijańskie przykazania jak:
7. Nie zawahasz się wykonać największego przestępstwa, jeśli tego będzie wymagać dobro Sprawy.
8. Nienawiścią i podstępem będziesz przyjmował wroga Twojej nacji.
Dekalog Ukraińców, znany na pamięć nawet przez najmłodszych, stał się fundamentem dla wołyńskiego ludobójstwa. Arcybiskup Szeptycki nigdy nie potępił powszechnie znanych „dziesięciu słów”.
Greckokatolicki metropolita lwowski czynnie uczestniczył w przygotowaniach do ukraińskiego powstaniach przeciwko znienawidzonym lachom. Za jego przyzwoleniem, podziemia lwowskiej cerkwi Świętego Jura służyły przechowywaniu broni pochodzenia niemieckiego. Zależało mu na totalnym pogrzebaniu polskiej nacji zamieszkałej na upragnionym przez banderowców terytorium. Miały o tym również świadczyć symboliczne mogiły, które podobno on sam nakazał stawiać w każdej wsi. Postawieniu kurhanu symbolizującego zmarłą Polskę, miały towarzyszyć przemówienia i specjalnie przygotowane teatrzyki.
Poświęcenie siekier, toporów i wideł
Andriej Szeptycki nigdy nie nazwał zbrodni po imieniu. Nigdy też nie potępił ukraińskiego szowinizmu oraz antychrześcijańskiej postawy swoich kapłanów. Co więcej, bojówkom UPA udzielał wsparcia, oddelegowując do nich kapelanów, którzy przed przeprowadzoną akcją odprawiali banderowcom Msze Święte, a na jej zakończenie święcili topory, siekiery, widły, noże i inne atrybuty służące do „bezgrzesznego” mordowania Polaków, Żydów, Ormian, Rosjan, Cyganów oraz Ukraińców, którzy nie chcieli zabijać swoich sąsiadów. W czasie nabożeństwa odczytywano list zapowiadający „wypełnienie polską krwią rzek i jezior, bo Ukraina musi być czysta jak łza, lub szklanka wody”. Uniccy księża organizowali również symboliczne kondukty pogrzebowe, w czasie których niesiono i grzebano trumnę „na zawsze zmarłej Polski” lub „polskich kajdanów”.
Greckokatoliccy kapłani, z krzyżem w ręku, błogosławili i nawoływali do mordowania znienawidzonych Polaków. Podczas unickich nabożeństw padały podobne słowa do tych, które w 1941 w Wojniłowie, podczas kazania wypowiedział polakożerczy ksiądz Ołeksiuk: „Musimy tutaj przysiąc, że nie spoczniemy, aż wszystkie korzenie wrogie, łącznie z małym dzieciątkiem zniszczymy z powierzchni naszej rodzimej ukraińskiej ziemi. Nie trzeba zważać na nic i nie kierować się sumieniem, bo dzisiaj wybiła dla nas godzina walki z wrogiem. Do walki tej wzywa nas matka Ukraina! Kto tego nie posłucha, niechaj będzie przeklęty, niechaj będzie zniszczony i zapadnie się pod naszą ziemią”. Ks. Pałahickyj w Monasterzyskach często głosił w czasie kazań, że „zabić Polaka to nie grzech”, bo to samo zrobiła Święta Olha. Te i podobne prelekcje przemówienia nigdy nie spotkały się z krytyką ze strony arcybiskupa.
W 1943 roku, w czasie gdy Niemcy masowo mordowali Polaków i Żydów, Szeptycki publicznie udzielił wsparcia – mordującym wraz z banderowcami – nazistowskim formacjom. 14. Ochotniczej Dywizji SS-Galizien przydzielił oficjalnego duszpasterza – ks. Wasyla Łabę, a dwunastu innych księży zostało duszpasterzami pozostałych SS-mańskich brygad. Do kapelanii batalionu Abwehry „Nachtigall” został oddelegowany znany ze swoich nacjonalistycznych zapędów ks. Iwan Hrynioch.
Niejeden banderowski kapelan dowodził oddziałem (np. z Koraciatynie i Kutowie). Bezpośrednio zaangażowanych w mord na Polakach kapłanów, według najlepszych historycznych opracowań, można wyliczyć ponad 70. Jak mógł na to pozwolić lwowski hierarcha, nie pociągając swoich księży choćby do odpowiedzialności kanonicznej?
Impertynencki szowinista
Szeptycki wiedział o palonych chatach, świątyniach i kaplicach, bestialskich mordach od kołyski aż po starców nad grobem, zapachu palonych ciał czy zbrodniczych gwałtach na ciężarnych kobietach wieńczonych rozczłonkowaniem ciała zarówno matki jak i nienarodzonego dziecka. Wiedzieli o tym wszyscy. Dlatego, by nie zostać posądzonym o zupełne przyzwolenie na antychrześcijańskie, demoralizujące, przepełnione zezwierzęceniem zachowania, w lipcu 1942 roku wystosował populistyczny list pasterski pt. „Nie zabijaj”. Rozważał w nim piąte przykazanie boże, mówiąc o zabójstwie każdej kategorii, nie odwołując się do wołających po pomstę do nieba aktualnych konkretów. Co więcej, z listu przebija się narracja, jakoby największą zbrodnią było zabicie przez Ukraińca etnicznego brata. Podobny list ukazał się rok później. Odezwy niemalże w żaden sposób nie wpłynęły na postępowanie wiernych. Gdyby Szeptyckiemu rzeczywiście zależało na wstrzymaniu zbrodni, swoje duszpasterskie siły połączyłby z polskim duchowieństwem, a nawet Stolicą Apostolską, której – mimo iż nawiązywał z nią kontakt – o sytuacji na Wołyniu nie poinformował.
Dwukrotnie w roku 1943 (30 lipca i 30 października), o potępienie aktów banderowskich i nazistowskich oddziałów, prosił Szeptyckiego łaciński metropolita Lwowa Bolesław Twardowski. Powołując się na „Chrystusowe prawo miłości do bliźniego”, wręcz błagał Szeptyckiego, by ten nie pozostał głuchy na śmierć niewinnych. Szeptycki nie przyjął do wiadomości, że za zbrodniami stoją Ukraińcy, twierdząc że są one sprawką jakichś nieznanych „band”. Od polskich biskupów zażądał potępienia pacyfikacji Ukraińców jakiej dokonano w latach trzydziestych. Greckokatolicki metropolita był na tyle impertynencki, że odważył się odpisać słowami: „Najbliższe prawdy może będzie powiedzieć, że wiele prawdopodobnie robią bandyci, wiele komuniści, bandy żydowskie, często prawdopodobnie prywatne rozrachunki, ale oskarżać Ukraińców o wszystkie zabójstwa Polaków jest co najmniej rażącą niesprawiedliwością”. Słowa te są jedynie potwierdzeniem, że realizację idei niepodległego państwa ukraińskiego postawił ponad Ewangelię i umiłowanie Prawdy. Przyzwolenie metropolity na ludobójstwo wołyńskie, kwalifikuje go w poczet umoczonych we krwi, depczących świętą Ewangelię szowinistów, nie zaś świętych i błogosławionych Kościoła katolickiego.
Miłość do „ekscelencji” Hitlera
Na szczególną uwagę zasługuje postawa Szeptyckiego wobec hitlerowców. Niemieckich wyzwolicieli witał z największymi honorami. Z tej okazji, wszystkim duszpasterzom nakazał odprawienie niedzielnej Mszy Świętej dziękczynnej, za dobrodziejstwo jakie spotkało Ukraińców w osobach nazistów. W związku z wkroczeniem Niemców w pierwszych dniach lipca 1941 na teren obecnej Ukrainy, zginęły setki Polaków i Żydów. Metropolita nie potępił dokonanych zbrodni, natomiast – dzień przed zupełnym wyzwoleniem Kijowa (26 lipca 1941) – wystosował entuzjastyczny list do Adolfa Hitlera.
„Jego Wysokość Führer Wielkiej Rzeszy Niemieckiej Adolf Hitler.
Berlin. Kancelaria Rzeszy”.
Tak list został zatytułowany. A oto jego treść:
„Wasza Ekscelencjo!
Jako zwierzchnik grekokatolickiej Cerkwi, przekazuję Waszej Ekscelencji serdeczne poważania z okazji zajęcia stolicy Ukrainy, złotowierzchniego miasta nad Dnieprem — Kijowa… Widzimy w Panu niezwyciężonego wodza niezrównanej i sławnej Armii Niemieckiej. Sprawa zniszczenia i wykorzenia bolszewizmu, jaką Pan, jako Führer Wielkiej Rzeszy Niemieckiej przyjął za w tym pochodzie, zaskarbia Waszej Ekscelencji wdzięczność całego chrześcijańskiego świata. Ukraińska Cerkiew grekokatolicka wie o historycznym znaczeniu potężnego ruchu Narodu Niemieckiego pod Pańskim kierownictwem. Będę się modlił do Boga o błogosławieństwo zwycięstwa, które stanie się rękojmią trwałego pokoju dla Waszej Ekscelencji, Armii Niemieckiej i Niemieckiego Narodu.
Z osobistym szacunkiem
Andrzej hrabia Szeptycki — metropolita”
Nawet gdybyśmy chcieli wytłumaczyć ten list czystą kurtuazją, biorąc pod uwagę okoliczności oraz pogańską ideologię, którą kierował się Hitler, nie ma dla metropolity żadnego usprawiedliwienia. Co więcej, Szeptycki był na tyle pozbawiony jakichkolwiek zasad, że po klęsce wojsk niemieckich, list o podobnej, poddańczej narracji, zaadresował do Józefa Stalina.
Korupcja w Kongregacji
Obok okoliczności hańbiących życiorys metropolity, są również i takie, które z pewnością zasługują na szacunek. Na przykład Szeptycki uratował kilku żydów przed eksterminacją. Nie przeczę również, by Czcigodny Sługa Boży abp Szeptycki – co potwierdzają liczne relacje Ukraińców – był pozbawiony kultury i dobrych manier. Jednak czy to wystarczy, by zostać wyniesionym do chwały ołtarzy? Czy to wystarczy, by papież orzekł, iż Szeptycki był człowiekiem odznaczającym się heroicznymi cnotami? Jak to się ma do dziesiątków tysięcy pomordowanych Polaków, Żydów, Ormian, Moskali czy samych Ukraińców, w obronie których – delikatnie rzecz ujmując – arcybiskup nie stanął? Jak to jest, że w przeciwieństwie do hitlerowskiego kolaboranta, Watykan zdaje się nie pamiętać o tych, którzy na Wołyniu ponieśli męczeńską śmierć?
Paweł VI nie sprzyjał procesowi beatyfikacyjnemu, a Święty Jan Paweł II nie podpisał dekretu o heroiczności cnót Szeptyckiego. Podobnie postąpił Benedykt XVI. Dlaczego uczynił to papież Franciszek, jeżeli w dokumentacji sprawy niewiele się zmieniło od czasów Pawła VI?
Dlaczego Stolica Apostolska, mimo tak skandalicznych faktów z życia Szeptyckiego, proces beatyfikacyjny próbuje pozytywnie sfinalizować?
– W USA prywatne osoby ze środowiska diaspory ukraińskiej podejmowały kosztowne i energiczne działania w celu przyspieszenia beatyfikacji. Zapraszano tam znaczące osobistości amerykańskie i watykańskie, a także rabinów żydowskich i hierarchów prawosławnych – w celu lobbingu beatyfikacyjnego – powiedział profesor Andrzej Zięba z UJ.
Dzięki „niezwykle silnym ukraińskim naciskom” – jak twierdzi profesor – sprawy te, choć niejawnie, miały posuwać się do przodu.
Czy rzeczywiście finanse w procesach beatyfikacyjnych i kanonizacyjnych są tak bardzo istotne? Okazuje się, że tak. W marcu 2016 roku, opierając się na watykańskiej komisji ekspertów, brytyjski „Guardian” opublikował rewelacje na temat całego systemu finansowego działającego przy procesach beatyfikacyjnych i kanonizacyjnych. Niektóre z procesów kosztowały nawet 500 tysięcy euro. Jak donoszą dziennikarze, w trakcie prowadzenia procesu, dochodzi do wręczania gigantycznych łapówek, które mają skutkować pozytywnym i szybszym przebiegiem. Problem zdaje się potwierdzać sam papież Franciszek, który podobno stara się przywrócić transparentność Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych. W marcu bieżącego roku, weszły w życie przepisy, które mają zapewnić większą kontrolę finansową. Doniesienia profesora Zięby w połączeniu z rewelacjami brytyjskiej gazety, zdają się sugerować, że za procesem beatyfikacyjnym Szeptyckiego stoją gigantyczne pieniądze.
Od kiedy prawda jest ważniejsza od żydowsko-amerykańskiej mamony? Jak to możliwe, że w Kościele, który winien być ostoją prawdy i sprawiedliwości, można „kupić” beatyfikację banderowca?
Greckokatolicki biskup lwowski Benedykt twierdzi, że proces beatyfikacyjny jest na ukończeniu, gdyż rzekomy cud za wstawiennictwem Szeptyckiego już jest analizowany przez Watykan. Jak twierdzi biskup, sama beatyfikacja to tylko „kwestia techniczna”, gdyż „Cerkiew od dawna czci jego świętość”. Beatyfikacja Szeptyckiego tym bardziej jest niebezpieczna, ponieważ ma ona ułatwić beatyfikację ojca Stepana Bandery i jego braci.
Stanowcze NIE dla beatyfikacji
W 1958 i 1962 roku beatyfikacji abp. Andreja Szeptyckiego sprzeciwił się kard. Stefan Wyszyński. Poskutkowało to wstrzymaniem procesu. Dwa lata temu protestował ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski. Protestowały też rodziny pomordowanych przez UPA i SS-Galizien. Jednak do tej pory, w polskim episkopacie, nie znalazł się nikt, kto niczym Prymas Tysiąclecia, odważyłby się zabrać głos. Porażające jest fakt, że ciche przyzwolenie Konferencji Episkopatu Polski i Stolicy Apostolskiej na beatyfikację, jest koherentne ze stanowiskiem antypolskiej Gazety Wyborczej.
Żywię głęboką nadzieję, że wśród polskich hierarchów znajdzie się choćby „jeden sprawiedliwy”, który stanie w obronie prawdy i nie dopuści, by w jednym szeregu z beatyfikowanymi i kanonizowanymi stał zbroczony krwią niewinnych, współwinny ludobójstwa ukraiński szowinista.
Prośba o reakcję abp. Gądeckiego
Brak reakcji polskich biskupów i watykańskiej kongregacji na protesty, dodatkowo motywuje do spotęgowania sił w celu zatrzymania skandalicznego procesu.
Apel swój kierujmy w pierwszej kolejności do Prefekta Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych kard. Angelo Amato, który w pierwszej kolejności decyduje o beatyfikacji i kanonizacji zmarłych, a następnie do Przewodniczącego Konferencji Episkopatu Polski abp. Stanisława Gądeckiego, który wielokrotnie sprzeciwiał się wszelkim ideologiom nacjonalistycznym. Arcybiskup podkreślał, że wszelkie nacjonalizmy – zwłaszcza narodowy-socjalizm – zasługują na potępienie. Do kategorii narodowego-socjalizmu zaliczyć należy ideologię nazistowską i banderowską, z którymi kojarzyć należy Szeptyckiego. Pomijam fakt, że wrzucanie polskiego nacjonalizmu do jednego „worka” z narodowym socjalizmem trąci indyferentyzmem… Wierzę jednak, że nie wynika ono ze złej woli, a ze zwyczajnej pomyłki, która może się zdarzyć każdemu. Liczmy na zdecydowaną interwencję arcybiskupa. Skoro w kwietniu – podobnie jak funkcjonariuszom gazety z Czerskiej – abp. Gądeckiemu przeszkadzały zielone flagi z falangami w białostockiej katedrze (symbol narodowych radykałów, których deklaracja ideowa jest komplementarna z doktryną Kościoła katolickiego), to zważywszy na jego stanowczość i konsekwencję, sprzeciwi się beatyfikacji lwowskiego metropolity, którego kapłani okalali ołtarze nazistowskimi symbolami, a sam Szeptycki swastykę przypinał sobie do płaszcza.
Swoją odezwę kierujmy również do Prymasa Polski abp. Wojciecha Polaka, by i on nie dopuścił do wyniesienia na chwałę ołtarzy zbrukanego krwią arcybiskupa.
Beatyfikacja Andrieja Szeptyckiego, byłaby klęską Kościoła katolickiego w Polsce. Klęską w walce o pamięć i prawdę. Klęską będącą swoistym podcięciem narodowych korzeni, którym Kościół w Polsce tak wiele zawdzięcza.
Jakiekolwiek argumenty, że sprzeciw wobec beatyfikacji może okazać się gwoździem do trumny w relacjach polsko-ukraińskich trąci – przepraszam za kolokwializm – farmazonami, gdyż nie ma prawdziwego pojednania, bez stanięcia wobec prawdy twarzą w twarz.
Wszystkich, którym leży na sercu Kościół i Ojczyzna, oraz relacje polsko-ukraińskie zbudowane na prawdzie, proszę o wygospodarowanie cennego czasu na podpisanie petycji (KLIK) napisanie listu do abp. Stanisława Gądeckiego i Prymasa Polski abp. Wojciecha Polaka, by Ci – wzorując się na postawie Prymasa Tysiąclecia – objęli właściwe stanowisko w sprawie.
Adresy:
Kongregacja Spraw Kanonizacyjnych – Congregatio de Causis Sanctorum
Jego Eminencja
Prefekt kard. Angelo Amato
Palazzo delle Congregazioni
Piazza Pio XII, 10
00193 Roma
Przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski
Abp Stanisław Gądecki
Skwer kard. Stefana Wyszyńskiego 6
01-015 Warszawa
Prymas Polski
Abp Wojciech Polak
ul. Kanclerza Jana Łaskiego 7
62-200 Gniezno