Przez ostatnie cztery lata, papież Franciszek umiejętnie dozował katolikom porcje szokujących, nieewangelicznych posunięć i wypowiedzi. Jedne bolały katolickie serca bardziej, inne mniej. Wierzący w Chrystusa nie mógł przejść obojętnie wobec relatywizacji moralnej zawartej w adhortacji apostolskiej „Amoris laetitia”, napuszczania na Europę radykalnych islamistów, porównywania ich zbrodni do dzieł ewangelizacyjnych apostołów, zachęcanie europejek, by te rozmnażały się z muzułmanami czy uwierzytelnianie homoseksualizmu. Tych spraw jest doprawdy tak wiele, że nie sposób bym zawarł je w jednej publikacji. Uczynię to zatem w serii artykułów. Ten niech będzie pierwszym z nich.
Zacznijmy od tego, co dosłownie mrozi krew w żyłach. Do niedawna, Kościół katolicki był uważany za niezwyciężony bastion, mężnie stojący w obronie życia ludzkiego od momentu poczęcia aż do naturalnej śmierci. W Polsce to przeświadczenie pękło niczym bańka mydlana, po tym jak Konferencja Episkopatu Polski opublikowała przesączony relatywistycznymi frazesami komunikat (2016) w sprawie ochrony życia. To właśnie on okazał się być gwoździem do trumny dzieci niepełnosprawnych, z zespołem Downa i poczętych w wyniku przemocy.
Polski episkopat umył ręce niczym Piłat, determinując polski rząd, by ten nie radykalizował ustawy aborcyjnej i zasugerował, że w kwestii ochrony życia winniśmy się kierować subiektywnym w osądach rozumem, nie zaś obiektywnym prawem Bożym, czy jak kto woli prawem naturalnym. Takie stanowisko nie wzięło się znikąd. Zostawiając na boku hochsztaplerskie układy, karierowiczostwo i finansjerę wyższych instytucji kościelnych w Polsce, nie ma wątpliwości, że przykład przyszedł z samej góry – od następcy świętego Piotra, papieża Franciszka. Nie kto inny, a on sam, 27 stycznia, w Domu Świętej Marty, powiedział że dziesięć przykazań bożych ogranicza wolność człowieka. Zasugerował przy tym, że w życiu chrześcijańskim nie powinniśmy się kierować obiektywnymi zasadami, ale omylnym w sumieniem. Prawdę mówiąc, to dopiero zajawka, tego o czym Państwo przeczytacie za chwilę. Wbrew wypowiedziom o „konieczności ochrony życia” (2015), Franciszek daje jawne przyzwolenie na zabijanie nienarodzonych dzieci. Nie, to nie jest przesada.
Aborcjoniści Franciszka
W ostatnich dniach, wieść obiegła informacja, że obok 44 nowych członków do Papieskiej Akademii Życia, papież Franciszek powołał anglikańskiego teologa Nigela Biggara. Biggar to profesor teologii moralnej i duszpasterskiej na Uniwersytecie w Oksfordzie, który popiera legalizację aborcji do 18. tygodnia oraz jest orędownikiem eutanazji.
Byłbym skłonny naszkicować aborcyjną granicę w 18 tygodniu po poczęciu, co jest w przybliżeniu najwcześniejszym momentem, gdy istnieją pewne dowody na aktywność mózgu, a tym samym świadomość ludzką – w 2011 roku powiedział Biggar, który kilka lat wcześniej opowiedział się za swobodną eutanazją.
W jakim celu, Franciszek powołał aborcjonistę do założonej w 1994 roku przez Jana Pawła II Papieskiej Akademii, z założenia mającej na celu promocję spójnej z nauczaniem Kościoła etyki? Czy to kolejna próba przeforsowania nieewangelicznego, a zarazem niehumanitarnego postulatu przez Argentyńczyka? Czy to nie jest dziwne, że papież Franciszek z mocą potępia tych, którzy w sposób radykalny nie respektują „praw zwierząt” (por. np. encyklika „Laudato si”), a do grona swoich współpracowników zaprasza aborcjonistę? Czy kogoś kto peroruje, by „chronić życie ludzkie od momentu poczęcia” (2015), a jednocześnie zaprasza do współpracy zwolennika zabijania, nie nazwalibyśmy tanim populistą czy nawet hochsztaplerem?
I nie jest prawdą, co zasugerował na Twitterze infernalny jezuita Grzegorz Kramer, że będąca nauką teologia moralna umożliwia kwestionowanie prawa do życia. Nad prawem do życia się nie debatuje, ale je się wypełnia. Ciekawy jestem jak by się czuł zakonnik, gdybyśmy powołali do życia komórkę, w której kwestionowalibyśmy jego człowieczeństwo, a w konsekwencji demokratycznie podjęlibyśmy decyzję o jego zabiciu? Czy w tej sytuacji byłby równie cwany? Jaką ma pewność, że debatujący w Papieskiej Akademii Życia Biggar nie wpłynie na zrelatywizowanego Franciszka, by ten rozpoczął intifadę skierowaną na nienarodzone dzieci?
Jednak, wbrew temu, co przez ostatnie dni mówiło się w mediach, nie tylko powołanie Biggara na współpracownika Franciszka świadczy o jego zgodzie na firmowanie aborcji w Kościele katolickim. Niedaleko na zachód od Watykanu, w Katalonii absolutną furorę robi, objeżdżająca organizacje LGBT i głosząca konferencje na całym świecie benedyktynka Teresa Forcades. Na spotkaniach nie głosi Słowa Bożego czy spójnego z personalizmem chrześcijańskim spojrzenia na kwestie etyczne i społeczne, ale – obok gender i homoseksualizmu – promuje pigułki „dzień po”. Uważa, że to doskonałe rozwiązanie dla kobiet, które w wyniku przemocy zaszły w ciążę. Co więcej, pracując w USA oferowała ją w ramach protokołu wszystkim ofiarom gwałtu, tym samym ujmując nienarodzonym dzieciom godność osoby ludzkiej.
– Kobieta musi mieć oczywiście wybór. Jest przecież możliwość, że uzna ciążę za błogosławieństwo, nawet jeśli jest efektem gwałtu. Jak w Ewangelii: z przemocy może urodzić się miłość. Musi to być jednak wolny akt, inaczej to pogwałcenie jej wolności i godności – uważa benedyktynka.
Wspieranie dystrybucji pigułki powodującej obumarcie nienarodzonego dziecka to nie wszystko. Forcades opowiada się za liberalizacją stanowiska Kościoła w kwestii aborcji. Uważa, że w myśl lewicowej zasady „moja macica moja sprawa”, kobieta ma prawo decydować o swoim ciele, stąd decyzja o urodzeniu dziecka winna należeć jedynie do niej samej.
– Jestem za regulacją kwestii aborcji. Okoliczności, które ją uzasadniają, to: gwałt, poważne uszkodzenia płodu, zagrożenie życia matki – mówi w wywiadzie z dziennikarką Wysokich Obcasów, Aleksandrą Lipczak siostra Forcades.
Na pytanie czy opowiada się za możliwością dokonania aborcji przez matkę, w sytuacji gdy jej życiu nie zagraża żadne niebezpieczeństwo, enigmatycznie odpowiada, że kobieta za zabójstwo dziecka nie powinna być karana przez wymiar sprawiedliwości.
Aborcja jest przestępstwem materialnym. Naucza o tym nawet Kodeks Prawa Kanonicznego. Zatem za dokonanie przestępstwa winna obowiązywać kara taka sama jak za zabicie poczętego człowieka. Za kradzież batonika w sklepie można wylądować w więzieniu, zaś według biskupów, aborcja winna być wyciągnięta spod kodeksu karnego. Czy zatem słodycze mają większą wartość niż dziecko w fazie prenatalnej? Czy Madzia Waśniewska z Sosnowca, której matka została skazana na 25 lat pozbawienia wolności miała większą godność osobową, aniżeli dzieci przed? Idąc tym tropem myślenia, można dopatrzeć się przekazu, jakoby nienarodzone dziecko nie było istotą ludzką (por. Evangelium Vitae, 53), a zlepkiem komórek. Takie stanowisko, to pierwszy krok na drodze realizacji ideologii eugenicznej, w co niestety wpisuje się zarówno siostra Forcades jak i polski episkopat, o czym zaświadczył w wyżej wspominanym komunikacie.
Eugeniczna gazeta katolicka
Na tym nie koniec. Oficjalna, firmująca i finansowana przez Kościół gazeta katolicka diecezji San Jose (Kalifornia) „The Valley Catholic” nie próbuje już nawracać zwolenników aborcji i przekonywać ich, że pod sercem matki nie znajduje się fasola czy kolorowy słoń, ale brnie w eugeniczne aberracje, próbując przypisać je samemu Jezusowi Chrystusowi. Twierdzi, że Jezus poparłby, a nawet kroczyłby w Marszu Kobiet, który 21 stycznia kroczył ulicami San Jose. I co jeszcze? Może by założył na głowę mały helikopter, a do swetra przyczepił plakietkę „Moja macica, moja sprawa”?
Marsz Kobiet, to manifestacja promująca aborcję, islamizację oraz ekologię, czyli wszystkie postulaty, które śmiało przypisalibyśmy skrajnie lewicowym organizacjom czy jak się okazuje papieżowi Franciszkowi. Autorzy publikacji, Joanna Thurman i diakon (sic!) Steve Herrera, twierdzą że idea marszu jest komplementarna z nauką Jezusa, zwłaszcza w kwestii pomocy najsłabszym. O jakiej pomocy mowa, kiedy promowana jest zbrodnia eugeniki, nie mówiąc już o niszczeniu cywilizacji łacińskiej i państw narodowych na drodze budowania multikulturowego porządku?
– Wartości marszu dobrze współgrają z Katolicką Nauką Społeczną w zakresie poszanowania praw człowieka, dobra wspólnego, dbania o stworzenie oraz solidarności z ubogimi. Są wyrazem głębokiej wiary w Chrystusa – piszą autorzy publikacji.
Zaczadzeni demoliberalizmem autorzy katolickiej gazety nie podparli swoich tez oficjalną nauką Kościoła czy konkretnym cytatem z Ewangelii. Poprosili o to wierną z parafii Przemienienia Pańskiego z San Jose, Mary Grunthaner:
– Jezus powiedział, że cokolwiek uczynimy jednemu z najmniejszych braci i sióstr, Jemu to uczynimy. (…) Milczenie wokół niesprawiedliwości ignoruje wezwanie Jezusa. Tą niesprawiedliwością jest to co zagraża godności ludzkiej, równości i prawu do rozwoju bez względu na rasę, płeć, pochodzenie etniczne, narodowość, orientację seksualną, status ekonomiczny i imigrację – powiedziała Grunthaner i dodała, że Jezus i Jego uczniowie maszerowaliby razem z nimi.
Żeby nie było żadnych wątpliwości, aborcja nie była ukrytym postulatem Marszu Kobiet. Pro-aborcyjny charakter był istotą manifestacji. Chociażby świadczą o tym trzymane w rękach przez maszerujące kobiety transparenty z napisami: „Moje ciało, mój wybór!” oraz „Aborcja na żądanie i bez przeprosin”. Ponadto, kilka tygodni przed manifą, na prośbę aborcjonistek, organizatorzy wyrzucili z listy partnerów trzy grupy pro-life.
Również i w tej sprawie brakuje stanowczej reakcji Franciszka, czy przynajmniej tamtejszych biskupów. Nie zareagował ordynariusz diec. San Jose Patrick McGrath czy w ubiegłym roku nominowany na kardynała abp Blase Cupich’a (Chicago), który nałożył na kleryków i księży zakaz uczestniczenia w manifestacjach pro-life przez księży i kleryków. W tym miejscu rodzi się kolejne pytanie. Dlaczego Franciszek wyniósł do nominacji kardynalskiej arcybiskupa, który jawnie walczy z organizacjami stającymi w obronie nienarodzonych dzieci?
Katolicka gazeta, próbująca uczynić z Jezusa Chrystusa eugenicznego zbrodniarza na wzór Francisa Galtona, z miejsca powinna zostać zlikwidowana, a przynajmniej władze kościelne, mocą Kodeksu Prawa Kanonicznego, powinny odebrać podtytuł „katolicki”. Tylko rodzi się w tym miejscu pytanie, czy aby przypadkiem treść artykułu z „The Valley Catholic” nie jest zbieżna z tym, co podziela spora część kościelnej hierarchii z papieżem Franciszkiem na czele?
Przecież gdyby, papież w sposób radykalny zwalczał aborcję, a zatem naprawdę był „papieżem ubogich” – jak mylnie nazywają go lewackie media – to już, według swojego populistycznego zwyczaju chwyciłby za telefon komórkowy i stanąłby w obronie niewinnych istot ludzkich.
Hierarchia pluje Chrystusowi w twarz
To tylko nieliczne przykłady potwierdzając tezę, że otaczający Franciszka aborcjoniści nie są jakimiś tam sporadycznymi incydentami. Nie ma żadnego wytłumaczenia dla milczenia Franciszka w kwestii kompromitującej Kościół Teresy Forcades, nominacji Nigela Biggara czy imputującej Chrystusowi eugeniczne inklinacje katolickiej gazecie. Jestem przekonany, a świadczą o tym konkretne interwencje, że gdyby wspomniane osoby firmowały katolicki nacjonalizm, przywiązanie do narodu Polskiego oraz sprzeciwiały się islamskiemu fundamentalizmowi, zostałyby „skasowane” z miejsce… czego jestem żywym przykładem. Nie ma żadnych wątpliwości, hierarchia kościelna, a wraz z nią aktualny następca świętego Piotra, swoimi infernalnymi poczynaniami plują Chrystusowi i nienarodzonym dzieciom w twarz, a to instytucję kościelną prowadzi do samounicestwienia. Ponaglam: Przywróćmy Kościół w ręce chrześcijan.
Aborcjoniści papieża Franciszka (100) from Jacek Międlar on Vimeo.
Źródło: http://wprawo.pl, tvc.dsj.org, lifenews.com, www.ncregister.com, wysokieobcasy.pl, episkopat.pl, Twitter