W środę (22.07.2020) sędzia Sławomir Urbaniak z Sądu Okręgowego we Wrocławiu wydał postanowienie ws. rozwiązania Marszu Polaków 11 listopada 2019 roku. Po rozwiązaniu zgromadzenia przez Agatę Bukowską, urzędniczkę miasta oddelegowaną przez prezydenta Jacka Sutryka, uczestnicy marszu zostali skatowani przez policję.
Przypomnijmy, że kilkanaście minut po wyruszeniu Marszu Polaków, na polecenie wrocławskiego magistratu, który – jak orzekł sąd – bezprawnie rozwiązał zgromadzenie, rozpoczęto krwawą rozprawę z uczestnikami świętującymi rocznicę odzyskania przez Polskę niepodległości. Wykorzystano do tego gumowe i metalowe pałki, oraz armatki wodne. Wielu uczestników zostało dotkliwie pobitych przez funkcjonariuszy policji.
W sprawie złożyliśmy zawiadomienia do prokuratury o możliwości popełnienia przestępstwa przez wrocławski magistrat. Oczywiście, najwyraźniej powiązana z urzędem miasta lokalna prokuratura, zawiadomienia oddaliła. W sprawie pisaliśmy także do Rzecznika Praw Obywatelskich Adama Bodnara (PRZECZYTAJ) i Mateusza Morawieckiego (PRZECZYTAJ). Obaj nie raczyli interweniować w sprawie stalinowskich metod, które zastosowano względem Polaków. W lutym odpisał za to Mariusz Kamiński z MSWiA, który wskazał, że rozwiązanie marszu było samowolką magistratu (PRZECZYTAJ).
W marcu bieżącego roku m.in. organizatorzy (Robert Piskorski i Jacek Międlar) zeznawali w sądzie wskazując na bezprawie, którego dopuściła się Agata Bukowska z wrocławskiego magistratu. Przypomnę jak wyglądał sam moment rozwiązania manifestacji. Niewiele ponad 200 metrów po wyjściu z miejsca startu, czyli spod Wyspy Słodowej, Agata Bukowska, urzędnik miasta oddelegowana przez prezydenta Jacka Sutryka, w nieco ponad minutę rozwiązała zgromadzenie pod byle pretekstem. Gdy to czyniła, będąc kilkadziesiąt metrów od czoła marszu, otoczona funkcjonariuszami policji, przez mizerną „szczekaczkę” ostrzegła organizatora o „możliwości rozwiązania marszu”, by po chwili go zdelegalizować. Organizator dowiedział się o rozwiązaniu zgromadzenia dopiero po kilku minutach, gdy przemarsz zablokowały przygotowane oddziały tzw. „białych kasków”. Bukowska nie wykonała w tej sprawie telefonu do organizatora, nie wysłała SMS-a, co jest jej obowiązkiem. Na to wszystko w uzasadnieniu postanowienia o uwzględnieniu wniosku organizatorów Marszu Polaków, wskazał sędzia Urbaniak. Zaznaczył, że należy respektować wolność słowa, wolność zgromadzeń, respektować Europejską konwencję o ochronie praw człowieka i podstawowych wolności oraz Konstytucją RP, oraz bezprawnie delegalizować manifestacje. Sąd nie wskazał także na rzekomą „mowę nienawiści”, której – choćby w okrzykach „Tu jest Polska a nie Polin” – dopiero kilka dni po delegalizacji doszukał się magistrat.
Interwencja organów władzy publicznej w wolność zgromadzeń powinna mieć charakter absolutnie wyjątkowy, zaś wszelkie ograniczenia wolności zgromadzeń muszę spełniać test niezbędności i proporcjonalności – czytamy w uzasadnieniu postanowienia.
Poddając analizie kwestię podstaw do rozwiązania zgromadzenia z 11 listopada 2019 r. stwierdzić należy rozbieżność pomiędzy rzeczywistymi przyczynami decyzji wydanej w formie ustnej przez przedstawiciela organu gminy w dniu zgromadzenia, a treścią pisemnego uzasadnienia tej decyzji – brzmi treść uzasadnienia, w którym sąd pisze, że w trakcie zgromadzenia magistrat nie wskazywał na „mowę nienawiści”, której w istocie nie było, a którą najwyraźniej na potrzeby napisania uzasadnienie delegalizacji urzędnicy doszukali się po manifestacji. Podkreślić należy, że w ocenie Sądu podstawowe znaczenie dla oceny zasadności decyzji o rozwiązaniu zgromadzenia ma przyczyna merytoryczna podana w trakcie trwania zgromadzenia, nie zaś przyjęta za podstawę decyzji ex post, kilka dni po zakończeniu zgromadzenia.
Sąd wskazał na jeszcze inne bezprawie. Nota bene także w ustnej decyzji nie podano jaka przesłanka merytoryczna (określona w art. 20 ust. 1 ustawy) jest przyczyną rozwiązania zgromadzenia, wskazano jedynie, że przyczyną rozwiązania zgromadzenia jest… brak reakcji organizatora zgromadzenia – napisano w uzasadnieniu.
Co do sprawy posiadania rac, na które wskazywał magistrat, sąd stwierdził, że organizatorzy mają prawo do uzyskania ochrony i zabezpieczenia przez odpowiednie (adekwatne) siły porządkowe stojące w dyspozycji władz publicznych, co oznacza, że odpalenie kilku rac nie może być powodem delegalizacji manifestacji, gdyż na tej zasadzie, do rozwiązania marszu mogliby doprowadzać np. oddelegowani przez instytucje prowokatorzy. To na służbach publicznych ciąży obowiązek zapewnienia bezpieczeństwa. W kolejnym akapicie wskazuje jednak sąd, że bez względu na to, czy organizator akceptuje obecność niektórych osób w manifestacji, ponosi odpowiedzialność za ich obecność.
Co do samego sposobu rozwiązania manifestacji przez Agatę Bukowską, sąd wskazał, że urzędnik nie spełnił wymogów w zakresie sprecyzowania ostrzeżenia o możliwości delegalizacji manifestacji i nie poinformowała o nim organizatora. Poza brakiem wymaganego komunikatu lub wadliwością treści wygłaszanego ostrzeżenia – czytamy w uzasadnieniu – kolejnym problemem była kwestia (sygnalizowana wyżej) odpowiedniego przekazania wypowiedzi przedstawiciela gminy w taki sposób, by wszyscy uczestnicy zgromadzenia mogli się z nimi zapoznać. Wbrew bowiem temu co mogłoby wynikać z twierdzeń świadka Agaty Bukowskiej i pełnomocnika uczestnika postępowania komunikaty miały dotrzeć nie tylko do przewodniczącego zgromadzenia, lecz do wszystkich jego uczestników. Ustawodawca nie pozostawił wątpliwości, że dwukrotnie winni być ostrzeżeni uczestnicy zgromadzenia (wszyscy), nie zaś jedynie przewodnicząc (por. treść art. 20 ust. 3 ustawy). Skuteczność przekazu była kwestionowana przez świadków wnioskowanych przez skarżącego tj. Jacka Międlara i Jerzego Duczymińskiego, którzy zeznawali że na czele marszu te komunikaty nie były słyszane, podobnie skarżący Robert Piskorski wskazał, że nie dotarły do niego. (…) Przedstawicielka gminy znajdowała się w pewnej odległości od czoła marszu (co najmniej kilkanaście, momentami być może kilkadziesiąt kroków), rozmiary zgromadzenia były na tyle znaczące, że ostatni uczestnicy mogli być oddaleni od początku pochodu o sto, bądź dwieście metrów. Dodatkowo należy brać pod uwagę skuteczność systemu nagłaśniającego stosowanego przez przedstawicielkę Prezydenta Miasta w zderzeniu z poziomem natężenia dźwięku generowanego przez kilkuset uczestników zgromadzenia skandujących nieustannie hasła. Zdaniem sądu te wszystkie czynniki sprawiały (i takie wnioski należy wysnuć po analizie wszystkich dostępnych zapisów audio i wideo zgromadzenia), że już w środkowej części zgromadzenia nie były możliwe do zrozumienia wygłaszane przez megafon komunikaty zawierające ostrzeżenia, a z wysokim stopniem prawdopodobieństwa graniczącym z pewnością nie było to możliwe wśród uczestników znajdujących się na samym końcu marszu.
I dalej czytamy: formuła działania przedstawiciela gminy zastosowana w analizowanym przypadku musi być oceniona jako wadliwa prawnie także w kontekście czasu jaki pozostawiono zarówno wszystkim uczestnikom, jak i organizatorowi na podjęcie działań mających na celu wyeliminowanie zachowań naruszających przepisy. Za całkowicie nieracjonalne i bez wątpienia sprzeczne z intencjami ustawodawcy należy uznać oczekiwanie przez kierującą komunikat do uczestników zgromadzenia, że organizator czy też inni uczestnicy będą w stanie doprowadzić do opuszczenia zgromadzenia przez osoby odpalające race bądź do wygaszenia tychże rac w trakcie 60 sekund jakie minęły od wygłoszenia pierwszego ostrzeżenia do rozwiązania zgromadzenia. Nota bene Sąd dał wiarę organizatorowi zgromadzenia, iż w chwili wystosowania pierwszego komunikatu udał się w kierunku osób odpalających race. Nie było go wówczas na czele marszu, zaś wcześniej na materiale filmowym był widoczny z przodu. Z przyczyn oczywistych przed rozwiązaniem zgromadzenia organizator nie był w stanie osiągnąć celu podjętego przez siebie działania. (…) Na koniec warto również ponownie podkreślić, iż rozwiązanie zgromadzenia powinno być traktowane jako środek ostateczny, przy czym przedstawiciel Policji nie zwracał się do rozwiązanie zgromadzenia, na co wskazują zeznania świadka Romana Bojdoła, a także pismo MSWiA z 24 lutego 2020 r.
I co teraz? Czekamy, aż postanowienie wyroku się uprawomocni. A jak tylko do tego dojdzie będziemy domagać się wysokich odszkodowań i cofnięcia grzywien, które ponakładano na uczestników Marszu Polaków.
Przeczytaj: