ABW bezprawnie wtargnęło do mieszkania Jacka Międlara. Na nagraniu z monitoringu widać wyraźnie uzbrojonych funkcjonariuszy, którzy przyprowadzili szturm w okolicach godziny szóstej rano. Zgromadzeni przed furtką, czekają na sygnał. Zamaskowani, uzbrojeni po zęby, jakby ich celem był groźny terrorysta. Sam poszkodowany relacjonuje zdarzenia w następujący sposób:
- Zrzutka na laptopy (do pracy publicystycznej) dla Jacka Międlara: https://zrzutka.pl/hfjrt5
– Godzina 6 rano. ABW budzi nas, mówi „Kurwo otwieraj, kurwo otwieraj!”. Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego, „zabieraj psy, kurwa!”. Mówię Wam, jak było, żebyście poznali prawdę. Kładą mnie na podłogę w samych gaciach, oczywiście w kajdankach, oczywiście na leżąco. Oczywiście w kajdanki także moją partnerkę. Chcę, żebyście to wiedzieli. Bogu niech będą dzięki, że moje dziecko nie ma teraz traumy, a znamy te obrazy, jakie są efekty takiego wtargnięcia – mówi z niesmakiem Jacek. – Przez 6 godzin w moim domu prowadzono różne czynności.
Potem pozwolono mi się ubrać. Zabrano mi ponad 145 koszulek z krzyżem celtyckim gdyż stwierdzono, że jest to symbol nienawiści. Ich łączna wartość to około 8 tysięcy złotych. Zabrano mi dwa komputery, telefony komórkowe. Zostawiono mnie bez niczego, aby zrujnować moją pracę dziennikarską. Bo, jak się później okazało, postawiono mi zarzuty za felietonistykę – uśmiecha się z niedowierzaniem poszkodowany przez ABW. – Taka to jest wolność słowa w wykonaniu komunistycznego zamordyzmu. – Potraktowali mnie jak zwykłego bandytę, by po 6 godzinach wyjść z workami koszulek i smyczami „Śmierć wrogom Ojczyzny!”. Wtargnęli także do domu moich rodziców, co mnie najbardziej boli. To samo tyczy się domu mojego przyjaciela. Potraktowali nas jak zwykłych bandytów.