– Do mediów. Nazywam się Jacek Międlar, a nie „Jacek M.”. Zapamiętajcie to sobie raz na zawsze. Powiem Wam jeszcze jedno: Rolą publicysty jest walka o prawdę, a nie produkcja naginanych sensacyjek. Zanim coś (o mnie) napiszecie – zweryfikujcie to. Jak widzicie: ciężko mnie złamać – poinformował Jacek Międlar na Twitterze.
Ten komunikat to odpowiedź na artykuły, w których piątkową akcję ABW nazywano „zatrzymaniem Jacka M.” i opatrywano je zdjęciem Jacka z czarnym prostokątem na oczach. Wielu chciałoby, aby w odbiorze społecznym Jacek Międlar postrzegany był jako przestępca. Ale Jacek nie jest przestępcą. Jest publicystą, przeciw któremu państwo polskie wytoczyło najcięższe działa.
Podczas gdy Olga Tokarczuk, której wypowiedzi są ewidentnym nawoływaniem do nienawiści przeciw Polakom, otrzymuje list gratulacyjny od prezydenta i iluminację na Pałacu Prezydenckim; podczas, gdy działający na szkodę państwa polskiego Jan Tomasz Gross jest nadal posiadaczem Krzyża Kawalerskiego Orderu Zasługi Rzeczypospolitej Polskiej; podczas gdy Lech Wałęsa i jego akolici bezkarnie nawołują do obalenia demokratycznie wybranego rządu, Jacka Międlara zatrzymuje się jak bandytę za opublikowanie artykułu. To jest hańba! Panie premierze Morawiecki, jak Panu nie wstyd, gdy podległe Panu służby traktują publicystę jak przestępcę?