Stała się rzecz straszna. Nie żyje prezydent Gdańska Paweł Adamowicz. W takich chwilach zaleca się milczenie, modlitwę, refleksję nad tajemnicą śmierci. To oczywiste. Przynajmniej tak podpowiada nasz polski kod kulturowy. Niestety, nie wszyscy to rozumieją i śmierć prezydenta wykorzystuje się do podgrzewania politycznych animozji, dorzucając do – już rozpalonego do czerwoności – pieca nienawiści.
Mimo apeli polityków i publicystów, by tragedii nie wykorzystywać do politycznej gry, środowiska lewicowe nie przyjęły modlitewnej postawy. Co się dziwić, przecież przykład idzie z góry. Zaledwie kilkadziesiąt minut po tym, jak Adamowicz dwukrotnie został dźgnięty nożem przez 27-letniego, chorego psychicznie rabusia z Trójmiasta, Jerzy Owsiak począł szczuć na Barbarę Pielę i polską prawicę. W okolicznościach zbliżającej się śmierci polityka orkiestra grała w najlepsze. Gdy katolicy wzywali do modlitwy, tańce i dowcipy nie miały końca, a Owsiak zbijał coraz większy szmal! Przykro było na to patrzeć. Wody w usta nie nabrał także wicenaczelny „fabryki antypolonizmu” Jarosław Kurski, stwierdzając że atak na Adamowicza to „polityczna zbrodnia”. Jeszcze dalej poszedł członek loży B’nai B’rith Jan Hartman uznając, że Adamowicz padł ofiarą „faszystów”, a zmarłego prezydenta nazwał „następcą Narutowicza”. Czy oni wstydu nie mają? – pytałem sam siebie. Umiera człowiek, a oni szczują na innych?! Po chwili zastanowienia zrozumiałem, że to świadome dorzucanie do pieca przemysłu pogardy, który od lat rozpalają środowiska marksistowskie. W tym miejscu, aż się narzuca analogia do przemysłu holokaustu, który od lat 70. ubiegłego wieku zbiera coraz większe żniwo… Na tym poprzestanę.
Nienawistny atak nie płynie ze strony politycznych przeciwników zmarłego prezydenta Gdańska. To jego rzekomi przyjaciele wykorzystują fakt jego tragicznej śmierci jako paliwo do pieca przemysłu antypolonizmu. To przerażające! Wypowiedzi Owsiaka, Jarosława Kurskiego i Hartmana nie są niewinnymi komentarzami politycznymi. To świadome podjudzanie rozjuszonego tłumu: Adamowicz padł ofiarą nienawiści polskiej prawicy. Czas na odwet! A lud to łyka. Oto przykład: Jeśli coś poważnego, a nawet strasznego stanie się panu prezydentowi Gdańska Pawłowi Adamowiczowi, to wiedzcie politycy i zwolennicy PiS-u , że ludzie wyjdą na ulice. W całej Polsce! Za wasze szczucie i nienawiść.I dalej: Wy ku*wy pisowskie. Żeby was tak je*ane chu*e szlag trafił, skur*ysyny pier*olone. Podobnych komentarzy szeregowych internautów są tysiące! Przecież to jawne nawoływanie do popełnienia przestępstwa na jednym z nas.
Środowiska lewicowe jeszcze dziś zamierzają manifestować na polskich ulicach. Mają to być manifestacje przeciw nienawiści, ale jak zdążyliśmy się przyzwyczaić, potop nienawiści wylewający się z ust tego typu manifestantów nie będzie miał końca. Adamowicz nie stał się ofiarą zbrodni politycznej. Zaatakował go chory na schizofrenię paranoidalną bandyta, który jeszcze kilka lat temu został skazany na śmiesznie niską karę 5 lat pozbawienia wolności za napad na cztery banki. I koniec, kropka.
Dorżniemy watahy!
W ostatnich latach, ofiarami aktów agresji na tle politycznym byli tylko i wyłącznie reprezentanci polskiej prawicy, nie zaś lewicy. Żaden zadeklarowany patriota nie targnął się na komunistę, aborcjonistę, pederastę, czy zajadającego się ośmiorniczkami oszusta. Wręcz przeciwnie. Ofiarami są tylko ci, którzy publicznie deklarują przywiązanie do ojczyzny. Oto przykłady. Zamordowany Marek Rosiak. Dewastacja biur polityków PiS. Atak na dziennikarzy telewizji publicznej. Dehumanizacja polskich narodowców… w tym mnie. Nie inaczej jest w pozostałych krajach europejskich. Kilka dni temu ofiarą brutalnego ataku stał się 66-letni Franz Magnitz, szef regionalnego oddziału AfD w Bremie. Zaatakowała go Antifa. Tak, ta Antifa, która jeszcze kilka lat temu, na zaproszenie lewicy, animowała rozboje podczas Marszu Niepodległości w Warszawie.
Jeszcze jedna bitwa, jeszcze dorżniemy watahy, wygramy tę batalię. To słowa Radosława Sikorskiego z kampanii wyborczej z roku 2007. Słowa jednego z najbliższych współpracowników Donalda Tuska obiegły całą Polskę. Środowiska lewicowe odmieniały je przez wszystkie przypadki. Kilka lat później Sikorski mówił, że sobie żartował. Takie niewinne wice… Trzy lata później, a dwa miesiące po wciąż niewyjaśnionej katastrofie smoleńskiej, Janusz Palikot wypluł taki oto stek nienawiści: Zastrzelimy Jarosława Kaczyńskiego, wypatroszymy i skórę wystawimy na sprzedaż. Lewactwo miało niezły ubaw. Minęły zaledwie cztery miesiące i inspirowany wypowiedziami Sikorskiego i Palikota oraz podjudzony kampanią nienawiści Ryszard Cyba „dorżnął watahę”. Marek Rosiak, działacz Prawa i Sprawiedliwości z Łodzi padł ofiarą politycznego mordu.
Chciałem zabić Kaczyńskiego, ale za małą broń miałem. Jestem przeciwko PiS-owi i chciałem go zamordować – mówił podczas zatrzymania przez policję zadeklarowany wyborca Platformy Obywatelskiej Ryszard Cyba. Polska zamarła, a Donald Tusk odmówił przyznania specjalnej renty rodzinie tragicznie zmarłego polityka. Od tego czasu minęło ponad 8 lat. W międzyczasie dewastowano biura polityków PiS, kościoły katolickie, profanowano Najświętszy Sakrament, Adam Darski darł Biblię i do sztucznego penisa przyczepiał krucyfiks, a na scenach teatrów odgrywano skrajnie chrystianofobiczne spektakle. Piec przemysłu nienawiści rozgrzewał się do czerwoności. Dorzucali do niego zagraniczni dziennikarze i żydowscy politycy wypisujący o „Polakach mordujących w Jedwabnem”, „polskich obozach śmierci” czy polskich nazistach polujących na Żydów. Do pieca dorzucał także Aleksander Gleichgewicht przewodniczący Gminy Wyznaniowej Żydowskiej we Wrocławiu. Niech się Kaczor powiesi razem z bandą kolesi – w 2016 roku wydzierał się ten Żyd na wrocławskim rynku. Mainstream milczał. Kogo obchodzą „prawicowe zwierzęta”? Niech giną, prawda?
Kaczyński… to my
Pamiętajmy, że w werbalizowanych groźbach Jarosław Kaczyński jest jedynie symbolem szeroko pojętej polskiej prawicy. Nie chodzi o samego prezesa PiS. On, mając profesjonalną ochronę, jest nie do ruszenia. Chodzi o Polaków deklarujących miłość do swojej Ojczyzny, którzy przez media pokroju szczujni Adama Michnika wrzucani są do jednego wora o nazwie „faszyzm”. Elektorat PiS, partii Wolność, Ruchu Narodowego, ONR, skinheadzi… wszyscy to „faszyści”, a społeczeństwo przyjmuje to a priori. Dehumanizacja polskich patriotów trwa w najlepsze i przynosi śmiertelne żniwo.
Istotną rolę w kampanii nienawiści odgrywają nie tylko politycy i inspirowani ich wypowiedziami wyborcy tzw. totalnej opozycji. Swoje zadanie spełniają także uwiarygadniający się filantropią celebryci. O jednym z nich wspomniałem. Jest nim Jerzy Owsiak. Ten pajacyk w czerwonych spodniach dzisiaj zadeklarował, że rezygnuje z funkcji prezesa WOŚP. Drugim palaczem jest niejaki Zbigniew Hołdys. Zajmowanie się Ziemkiewiczem czy jakimś Karnowskim jest smarowanie chleba gównem – pisał Hołdys, który jeszcze kilka dni temu rozczulał się nad losem odstrzeliwanych dzików. Uciszcie tego naziola – pisał natomiast Tomasz Lis, sugerując że należałoby mnie odstrzelić. Do tego dochodzą wyzwiska ze strony tzw. Obywateli RP i KOD-działaczy. Polaków wyzywają od „szmaciarzy”, „ku**w”, „nazioli” itd. A demoliberalne media udają, że problemu nie ma.
Dehumanizacja
Sam od kilku lat jestem na celowniku opętanych nienawiścią „obrońców konstytucji”. Msze z moim udziałem określane były mianem „festiwali nienawiści”, a wystąpienia, w których potępiam nazistowską ideologię, porównywane są do nazistowskich wieców. Na każdym kroku jestem odsądzany od czci i wiary. Gdziekolwiek się pojawię, organizowane są pikiety, podczas których wyzywany jestem od „skur***ynów”, a nawet przeprowadza się na mnie ataki, tak jak uczyniono to 4 sierpnia 2018 roku podczas spotkania na wrocławskim rynku, gdy z groźbami na ustach uczestnik awantury zorganizowanej przez Martę Lempart wylał na mnie roztwór ze żrącą cieczą. Lewica się śmiała, a część prawicy milczała. Poza tym na moją skrzynkę mailową i do skrzynki na listy trafiają rozmaite groźby, w tym pozbawienia życia całej mojej rodziny. I tak nieustannie. Kampania nienawiści trwa w najlepsze, a to wszystko ma służyć odczłowieczaniu polskich patriotów.
Krematoryjny piec
Teraz spodziewajmy się propagandy w następujących etapach. Pierwszy etap będzie polegał na przekonaniu społeczeństwa, że chory psychicznie zbir z Trójmiasta to „prawak”. Etap drugi i kolejne? Już pójdzie z górki. Przylepienie zbrodni na prezydencie Gdańska do wszelkiej maści „prawaków” i obwinienie ich o współudział będzie już czystą formalnością. Zresztą już się zaczęło: Prawactwo ma krew na rękach. Pomścimy. Tak mi dopomóż Bóg – napisał jeden z internautów.
Na to, co dziś dzieje się w Polsce, patrzę z wyjątkowym obrzydzeniem. Widząc jak lewactwo do czerwoności rozpala krematoryjny piec nienawiści po prostu robi mi się niedobrze i narzucają mi się najgorsze skojarzenia. W dobie tragicznej śmierci polskiego samorządowca, wzywam Drogich Państwa, aby wydarzeń z Gdańska nie wykorzystywać do politycznej walki. O przemyśle nienawiści już nawet nie wspominam…
Przeczytaj także:
https://wprawo.pl/2019/01/04/j-miedlar-kubel-zimnej-wody-na-szabes-posla-zydzi-o-andruszkiewiczu/